Już w środowe popołudnie, poprzedzające dzień Bożego Ciała, w małej miejscowości jaką jest Lewin Brzeski daje się zauważyć w rynku i jego najbliższej okolicy mężczyzn wznoszących konstrukcje, zwożących cięte drzewa, a w miejscowym kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny już od kilku dni na placu przykościelnym małe dziewczyny pod bacznym okiem rodziców i katechetek z pełnym przejęciem wiadomym tylko dla małych dziewczynek, przygotowują się do być może najważniejszych ról w ich krótkim dotąd życiu.
Wszyscy, którzy dostąpili zaszczytu uczestnictwa w przygotowaniach do święta, bo w takich kategoriach to uczestnictwo jest traktowane w małych miejscowościach, dwoją się i troją żeby przypodobać się… proboszczowi, a ten wiadomo, ma najlepszy kontakt z Panem Bogiem.
Począwszy od godz.10 w czwartkowe przedpołudnie Aleja Wojska Polskiego przy której znajduje się Kościół, jest praktycznie zablokowana. Z całej gminy zjeżdżają się wierni, więc długi wąż samochodów wije się na całej długości ulicy, która na ten jeden dzień staje się właściwie jednokierunkowa. Jak zwykle na ten jeden dzień pogoda robi wiernym prezent i jest bezchmurna oraz słoneczna w przeciwieństwie do ulewnych i zachmurzonych w ciągu całego tygodnia poprzedzającego uroczysty dzień.
Kobiety mają w końcu okazję założyć najlepsze, odświętne kreacje, bo te zwykle są letnie a mężczyźni… no cóż wystrojeni jak przysłowiowy stróż w… Boże Ciało i w całej rozciągłości zgadzam się z tym porzekadłem bo mijani przeze mnie „okupanci miejscowych sklepów monopolowych” dziś prezentują się nienagannie i świeżo, co nie zawsze się zdarza w ich przypadku.
O godzinie 11 rozpoczyna się uroczysta Msza Święta a wierni, nie mieszczący się na przykościelnym placu, wylewają się na ulicę i chodniki. Niektórzy, w pojedynczych grupach, stoją w bramach, chroniąc się przed słońcem, a z różnych części placu słychać pojedyncze pojękiwania dzieci, które akurat teraz chcą siku albo na ręce, lub jedno i drugie.
Przed godz. 12 wierni stojący na placu robią szpaler, a z Kościoła wyłania się pozłacany krzyż trzymany przez najwyższego ministranta jakiego kiedykolwiek widziałem (ponad 2 m!), za nim, w nabożnym skupieniu, wychodzą kolejne grupy. Jest więc cały sznur ministrantów, są wreszcie dziewczynki całe w bieli z wdzięcznymi wiankami na głowach. Każda ma swoją wyuczoną rolę. Jedne sypią kwiatki, inne trzymają szarfy, które wychodzą z poduszek na których spoczywają religijne symbole. Wokół dziewczynek kłębią się po obu stronach dumni rodzicie z wszelką dostępną technologią multimedialną w rękach. Dalej mężczyźni z maryjnymi chorągwiami, kroczący z gracją angielskich lordów, a jeszcze dzień wcześniej wielu uwijało się na swoich gospodarkach w gumowcach, dziś błyszczą w lakierkach i nabrylantowanych włosach.
Najważniejszym elementem barwnej procesji jest jednak liturgiczna asysta, mężczyźni podtrzymujący bogato i misternie zdobiony baldachim pod którym ksiądz wysoko ponad głową trzyma Najświętszy Sakrament, serce każdego Kościoła. Z obu stron ramiona duchownego podtrzymują wybrani wierni, aby te nie osłabły i nie odmówiły posłuszeństwa w długiej drodze. Widok naprawdę napawa onieśmieleniem i człowiek z natury wychowania w Kościele Katolickim spuszcza głowę i przyklęka przed tym niemal mistycznym obrazem. Procesja ma cztery przystanki, przy czterech ołtarzach zbudowanych kolejno przez miejscowych rzemieślników, Dom Kultury, rolników i handlowców. Wszystkie grupy, jak co roku, wywiązały się z zadania, co widać po okazałych Ołtarzach. Przy Ołtarzu zbudowanym przez rolników ustawione są wokół snopki siana a konstrukcja Ołtarza rzemieślników to w rzeczywistości… rusztowanie wypożyczone na ten cel przez jedną z firm budowlanych. Wszystkie wymienione grupy chcą wyjść jak najlepiej. Ci którzy nie mogą uczestniczyć w bezpośredniej budowie konstrukcji na Ołtarz dają na ten cel pieniądze. Zaangażowanie jest warte poświęcenia, w końcu proboszcz przez resztę roku będzie patrzył łaskawym okiem i uściśnie dłoń gdy innych ominie.
Na samym końcu procesji sennie toczy się radiowóz z równe senną policjantką.
Po okrążeniu rynku ,na którym znajdują się trzy z czterech Ołtarzy procesja wraca do świątyni.
Jeszcze godzinę po procesji całe rodziny okupują jedyną lodziarnię w rynku, ale chwilę potem już tylko płatki kwiatów, znaczące tracę procesji, świadczą o niecodziennej uroczystości.
Miasteczko wraca do swojego flegmatycznego, zwyczajowego rytmu, którym w niedzielne popołudnie jest rodzinny obiad tyle, że dziś nieco spóźniony.
Autor: Tomasz Greniuch
Fot. Tomasz Kwiatek