Sądziłby kto – zwłaszcza spośród postpeerelowskiej postinteligencji, nieźle już wytresowanej do myślenia w kategoriach postsuwerenności – że opcja niepodległościowa to tylko rzecz gustu, kwestia niepodlegająca rzeczowej argumentacji, ale raczej sprawa jakichś irracjonalnych sentymetów, jakiejś „polityki historycznej” czy licho wie czego. Nic podobnego! Polityka niepodległościowa to oczywisty wybór także dla każdego pragmatyka, utylitarysty, ba, egoisty nawet – jeśli tylko rzetelnie przeczyta bilans historii: utrata własnego państwa nigdy się Polakom nie opłaciła. Zawsze: od potopu szwedzkiego po PRL, od wojen napoleońskich po III RP, kto nie zapłacił życiem, kto może nawet po ojczyźnie łzy nie uronił – i tak został złupiony, obrabowany, spauperyzowany i zadłużony na pokolenia. Po tych doświadczeniach polski patriotyzm integrować może i musi wzlatywanie „nad poziomy” z chłodną kalkulacją i rachunkiem ekonomicznym – innymi słowy: kiedy o istnieniu lub nieistnieniu państwa polskiego mowa, warto również dobrze liczyć pieniądze.
Nota bene: doskonale rozumieli to zawsze nasi uczynni grabarze, dla których zniszczenie Rzeczypospolitej było, niczym w Ojcu chrzestnym, strictly business [„tylko interesem”]. Przykładem – pionierskie pod wieloma względami przedsięwzięcie „biznesowe”, w którym przedmiotem transakcji miała być właśnie Polska, a którego trzysta dziewięćdziesiąta rocznica właśnie mija – przedsięwzięcie szczegółowo i źródłowo zreferowane ostatnio przez Urszulę Kosińską w nader pożytecznej książeczce: Sondaż czy prowokacja? Sprawa Lehmanna z 1721 r., czyli o rzekomych planach rozbiorowych Augusta II.
Oto na początku roku 1721 Issachar ben Jehuda ha Levi, znany jako Berend Lehmann, alias Berman Halberstadt (1671–1730) usilnie zabiega o audiencję na drezdeńskim dworze Augusta zwanego Mocnym. Lehmann, bankier, jest w Dreźnie doskonale znany i dobrze widziany – on to wszak przed bez mała ćwierć wiekiem sfinansował był elekcję elektora saskiego na króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów i od tamtej pory chętnie służy królowi Augustowi kredytem. Nie przeszkodziło mu to w stosownym momencie udzielić znacznej pożyczki konkurentowi Sasa – „Lasowi”, tj. Stanisławowi Leszczyńskiemu, który na kilka lat zdetronizował Augusta. I właśnie zwrotu tej ostatniej pożyczki Lehmann nijak doczekać się nie może – wprawdzie Leszczyński wziął był pożyczkę pod zastaw rodowego „hrabstwa Lissa” (Leszna), ale aktualne możliwości egzekucji tej wierzytelności w Polsce są zerowe (zdetronizowany dłużnik nigdy już nie wróci z Francji).
Co innego, gdyby Leszno znalazło się w państwie pruskim – Lehmann nie wątpi, że król Fryderyk będzie sprawniej od Polaków egzekwował długi. W porozumieniu z bankierem dworu berlińskiego, niejakim Gumpertem (który podobnie jak sam Lehmann cieszy się wyjątkowym statusem zaufanego „Hofjude”) Lehmann przedstawia w Dreźnie, ni mniej ni więcej, plan rozbioru Polski (!) – tajemnicą poliszynela jest fakt, że zabiegi Augusta II Sasa o ustanowienie dziedziczności tronu wymagają przyzwolenia Berlina i Petersburga, zatem koncepcja pozyskania ich przychylności przez podzielenie się Polską wydaje się bardzo na czasie. Rozmawia o tym z Lehmannem stojący na czele tajnego gabinetu królewskiego kanclerz Flemming, który rzeczowo dopytuje się m.in. o pełnomocnictwa z Berlina.
Ale sprawa jest takiej natury, że nikt na razie niczego nie dał Lehmannowi „na piśmie” – Lehmann ponagla w tej sprawie korespondencyjnie przyjaciela‑bankiera Gumperta, wreszcie sam wraca do Berlina, gdzie osobiście przyjmuje go król Fryderyk Wilhelm, któremu, jak się zdaje, plan Lehmanna od początku przypadł do gustu. Tak streszcza biznesplan Lehmanna historyk Władysław Konopczyński: Miałby Fryderyk Wilhelm otrzymać Prusy i Warmię, car całe Księstwo Litewskie, a i w Wiedniu umiano jakoby zainteresować tym projektem cesarzową Karolową, Elżbietę Brunświcką (matkę Marii Teresy).
Fryderyk musi jednak sam wysondować opinię kandydatów na współrabusiów – i oto w Petersburgu natrafia na zdecydowany brak entuzjazmu Piotra I, który jak na razie nie widzi potrzeby, by się Polską z kimkolwiek dzielić. Zaczyna się lato 1721 roku i sprawa trwa już nieco zbyt długo, by pozostać wyłącznie sekretem tajnych gabinetów – już piszą o niej w szyfrowanej korespondencji dyplomaci angielscy, a wkrótce kontrolowane (przez Rosjan, zdaje się) „przecieki” docierają do Wilna i Warszawy. Do Polaków – jak zwykle ostatnich poinformowanych – z wolna dociera, że wybrali sobie na króla kogoś, kto integralności terytorialnej Rzeczypospolitej bynajmniej nie uznaje za sine qua non. Ale to nie oburzenie Polaków na króla‑zdrajcę przesądza – decydujący okazuje się gniew cara Piotra, który podejrzewa, że inni chcą tu coś ugrać bez niego. Konopczyński pisze, że Piotr tak był oburzony żydowską negocjacją, że wymógł w Dreźnie przeprowadzenie śledztwa, z którego wynikło, że faktorzy uprojektowali rozbiór, aby tem łatwiej wyegzekwować należności od swych polskich dłużników.
W związku z tym i Drezno, i Berlin na wyprzódki „odcinają się” od projektu Lehmanna – sami władcy i zaangażowani w sprawę ministrowie po kolei wszystko dementują: o żadnym planie rozbiorowym mowy nie było, a jeśli nawet – to nikt nie był zainteresowany. Oficjalna wersja brzmi: wszystko wymyślili Żydzi, ma się rozumieć, „bez wiedzy i zgody” któregokolwiek z monarchów. Sprawa przez szereg miesięcy pozostawała przedmiotem spotkań na najwyższym szczeblu, jednym z najistotniejszych tematów oficjalnej i tajnej korespondencji dyplomatycznej, a wreszcie dworskich plotek w większości europejskich stolic. A sam Lehmann jeszcze przed końcem roku ląduje w berlińskim więzieniu, by ostatecznie przypłacić całe przedsięwzięcie poważnym uszczerbkiem zdrowia i fortuny. Cóż, można powiedzieć: wyprzedził swój czas.
Rzecz nie doszła wówczas do skutku, ale wizjonerskiego, rozbójniczego projektu Lehmanna nie zapomniano. Wracał doń obsesyjnie sam August Mocny (o czym koniecznie przeczytać należy w świeżo wznowionej pracy Kazimierza Mariana Morawskiego Źródło rozbioru Polski) – i jeszcze pół stulecia „biznesplan” Lehmanna dojrzewał do realizacji w tajnych gabinetach europejskich stolic, by ostatecznie ziścić się w kolejnych traktatach rozbiorowych – a potem odżywać w trakcie wszystkich najważniejszych „konferencji pokojowych” XX wieku.
Zaiste, duch Lehmanna zdaje się wiecznie żywy. Bo i dziś któż nam zaręczy, że jacyś zdeterminowani wierzyciele nie zechcą sięgnąć po ten sam stary, sprawdzony biznesplan: rozbiór państwa, jako najlepszy sposób na skuteczną egzekucję długów?
Autor: Grzegorz Braun – reżyser‑dokumentalista, autor filmów o tematyce historycznej, m.in.: Plusy dodatnie, plusy ujemne, Towarzysz generał, Eugenika – w imię postępu.
Artykuł udostępniony za zgodą redakcji dwumiesięcznika „Polonia Christiana”, nr 23, listopad-Grudzień 2011 r.
Kazde napominanie jest dmuchaniem na zimne i oznacza udział potencjału ludzkiego – w miejsce strony małpiej.