Nowy roczek skłania jak zwykle do zastanowienia. Co też nas czeka? Wielu z nas opierając się tylko na własnych obserwacjach spodziewa się najgorszego.
Może spróbujmy zastanowić się nie tylko nad niebezpieczeństwami, ale i nad tym jak się zachować w czasie tych możliwych katastrof.
Pierwsza jaka przychodzi na mi myśl to jednak nie kryzys finansowy, a zdarzenia, czy raczej zjawiska fizyczne. Możliwe są tu dwie rzeczy. Niekoniecznie już w najbliższym roku, ale z całą pewnością w bliższej lub dalszej przyszłości. Pierwsza z nich to przebiegunowanie Ziemi. W epoce GPS-ów wydaje się, że zamiana miejscami biegunów magnetycznych nie powinna być wielkim problemem. Mało kto korzysta chyba z kompasów magnetycznych, A jednak! Pole magnetyczne Ziemi nie jest nam potrzebne tylko do nawigacji. Jest też osłoną broniącą nas przed promieniowaniem kosmicznym pochodzącym nie tylko ze Słońca, ale i z głębin Kosmosu. W trakcie przebiegunowania należy się spodziewać tego, że pole magnetyczne Ziemi znacznie osłabnie, zmaleje prawie do zera, by potem powrócić do obecnych wartości, lecz już przeciwnie skierowanych. Przez jakiś czas będziemy jednak pozbawieni jego dobroczynnej osłony. Przed promieniowaniem bronić nas będzie tylko atmosfera. Doniesienia wskazują, że od około 20 lat ziemskie pole magnetyczne słabnie i ulega stosunkowo szybkim, dawniej nie obserwowanym zmianom. A więc coś się zbliża.
Podobne w skutkach do przebiegunowania może być inne zjawisko kosmiczne, a mianowicie większe zaburzenie zjawisk występujących na naszej gwieździe, czyli nadzwyczaj silny rozbłysk słoneczny. Tu też słyszymy o nietypowych sytuacjach. Najpierw Słońce było niespotykanie spokojne, by potem zadziwić nadzwyczaj silnymi protuberancjami. Znane i obserwowane od lat cykle jego aktywności (11-letni i 80-letni) wydają się tracić na znaczeniu i nie bardzo wiadomo czego można się spodziewać. Okresowe zmiany klimatu na Ziemi, które nasi administratorzy usiłują wykorzystać jako pretekst do wprowadzenia nowych podatków (bardzo trudno mi zrozumieć bezwolne podporządkowanie się światowej opinii publicznej i władz poszczególnych krajów tym manipulacjom) to nie wszystko co może nas spotkać z tej strony. Strumienie cząstek elementarnych mogą oddziaływać na nas bezpośrednio, a także poważnie zaburzyć ziemskie pole magnetyczne.
Jakie mogą być skutki tego typu zjawisk? Nie tylko negatywne w postaci awarii systemów energetycznych i informatycznych chociaż te oczywiście są przeważające. Wielu z nas może na skutek nich zakończyć życie. Popatrzmy jednak na te potencjalne katastrofy z innej strony. Obecnie zaistniały już techniczne możliwości do wprowadzenia na skalę ogólnoświatową systemu kontroli obywateli przez władze, znacznie doskonalszego niż ten opisany przez Georga Orwella w jego ponurej utopii „Rok 1984”. Wydaje się też, że polityczne warunki do tego, by system taki funkcjonować zaczął, w najbliższej przyszłości zaistnieją. Poczynania władców wielu krajów nie pozwalają na złudzenia co do oceny ich przyszłych działań. Tak więc, na skutek poważnej dysproporcji pomiędzy możliwościami technicznymi będącymi do dyspozycji władz, a tychże władz kwalifikacjami moralnymi, należy spodziewać się najgorszego. Katastrofy opisane powyżej najprawdopodobniej zdewastowałyby technologie informatycznej kontroli nad nami na tyle, by dać ludziom szanse ucieczki przed szykującym się na nich elektronicznym totalitaryzmem. Może tych kilkadziesiąt lat potrzebnych na regenerację techniki, a przede wszystkim informatyki pozwoliłoby dojrzeć nam do bardziej humanitarnego ich wykorzystania. Moim zdaniem tylko siły kosmosu mogą nas obronić przed globalnym elektronicznie kontrolowanym totalitaryzmem. Innej nadziei nie widzę.
Poza fizyką grozi nam też ekonomia. Tak dokładniej, to grożą nam skutki łamania jej praw i przestępczego wręcz manipulowania rynkami finansowymi. Dlaczego „szary obywatel” wie, że na kontaktach z bankami za wiele zyskać się nie da, a przywódcy państw wierzą, iż nagle z ich pilnie strzeżonych sejfów znikły bez żadnych śladów miliardy i dla ratowania „naszych dobroczyńców” zamiast ścigać złodzieja trzeba im dać w prezencie to co zagubili i jeszcze trochę? Co nas obchodzi, że głupio pożyczali i teraz mają kłopoty? To są oczywiście pytania retoryczne. Każdy sobie odpowie jak uważa. Ja chcę tylko zaapelować o nie panikowanie i zaproponować metody ratunku. Cóż nam przyjdzie począć gdy nagle banki stracą płynność finansową, zamkną swe oddziały i co by tam jeszcze wymyśliły? Tu i ówdzie pojawiają się trzeźwe propozycje.
Po pierwsze jest coś takiego jak barter. Bezpośrednia wymiana towaru za towar, usługi za usługę i tak dalej i temu podobne. Tak było kiedyś zanim Fenicjanie. No, a następna rzecz to montowanie własnych na początek lokalnych, a potem szerszych systemów pieniądzopodobnych. Nie ma tak naprawdę żadnych istotnych powodów, aby każde miasto nie miało swojej własnej waluty. Było tak kiedyś, może być i teraz. Nikt nam nie zabiera naszych rzeczywistych dóbr, domów, fabryk i ziemi. Nikt nie zabroni nam pracować, świadczyć usług, produkować, sprzedawać, kupować. Problemem jest tylko czy sprzedamy naszą pracę za złotówki, dolary, czy może jakieś inne papiery. Miejmy tylko lepsza kontrolę nad tymi, którzy te papiery drukują. Bo tak naprawdę wszystkie problemy biorą się stąd, że takiej kontroli nie mamy. Już dawno pewien bankier powiedział, że do panowania nad krajem nie potrzebuje niczego więcej niż prawo drukowania pieniędzy. Może więc lepiej będzie gdy każde miasto wybije własne monety?
Autor: Jacek BEZEG, za: Nowy Ekran