Pana najnowsza książka „Długie Ramię Moskwy” jest o genezie i historii Ludowego Wojska Polskiego. Tytuł już coś sugeruje, czy można to przedłużenie wytłumaczyć naszym czytelnikom?
Służby wojskowe były gwarantem wpływów i kontroli sowieckiej nad Polską. Wiele wskazuje na to, że podlegały one o wiele ściślejszej kontroli ze strony Sowietów aniżeli służby cywilne. Decydował o tym potencjał militarny Polski Ludowej i planowany przez ZSRS udział LWP w przyszłej wojnie przeciwko Zachodowi. Dlatego wojskowe tajne służby były zarówno narzędziem dyscyplinowania armii, jak i do pewnego stopnia również kontrolowania aparatu państwa. Stąd chociażby „Długie ramię Moskwy”.
Czytając różne recenzje Pana książki m.in. M. Walaszczyka, dowiedziałem się, że stawia Pan tezę, że u genezy powstania Ludowego Wojska Polskiego leżało internowanie, a potem wymordowanie polskiej kadry oficerskiej w Katyniu…
Tak, gdyż na dobrą sprawę proces formowania przyszłych kadr komunistycznego wojska polskiego rozpoczął się już jesienią 1939 r. w ramach „obsługi operacyjno-czekistowskiej” obozów internowania polskich oficerów. Przykładowo już na przełomie 1939/1940 roku w obozie starobielskim NKWD zwerbowało 103 agentów. Podobne działania prowadzono w Kozielsku, gdzie zwerbowano 20 konfidentów. Część z nich w 1940 r. przetransportowano do „willi szczęścia” w Małachowce pod Moskwą. Pod okiem tajnych służb studiowali tam sztukę wojenną i dzieje Armii Czerwonej oraz myśl polityczną Włodzimierza Lenina. Przyjęli sowieckie obywatelstwo. Przywódcą tej grupy był zwerbowany w Starobielsku do współpracy z NKWD ppłk Zygmunt Berling, przyszły dowódca ludowej armii polskiej, który kilka lat później stanie nad katyńskimi mogiłami zdradzonych kolegów i oskarży o tę zbrodnię Niemców.
Był Pan doktor szefem komisji do spraw likwidacji WSI. Czy ta książka jest częściowo też opisem tego co zawiera raport WSI i aneksy do niego?
Mogłem korzystać jedynie z materiałów jawnych. Stąd w zakończeniu poświęconym WSI często cytuje raport z weryfikacji żołnierzy WSI.
Czy wyjaśnia Pan również to, dlaczego Bronisław Komorowski jako jedyny z PO gdy był posłem głosował przeciw likwidacji WSI?
To dość złożony proces, którego geneza tkwi zapewne w objęciu funkcji wiceministra obrony narodowej w 1990 r. Wówczas doszło zapewne to fraternizacji z ludźmi dawnego reżimu. Zaniepokojony takim stanem rzeczy płk Stanisław Dronicz tak o tym pisał: „Szczególną odrazę w wojsku wzbudziły alianse i sfraternizowanie wiceministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego oraz prezydenta Lecha Wałęsy z najbardziej gorliwymi oficerami z okresu stanu wojennego. Ich ostentacyjna sympatia do niedawnych przeciwników zniweczyła w wojsku to, co być może jest w nim najcenniejsze: godność i honor. Wojskowi, którzy mieli odwagę przeciwstawiać się rozpasaniu totalitarnej władzy komunistów i nieprawidłowościom w wojsku, gdy Polska stała się niepodległym oraz demokratycznym krajem, przekonali się, że są niepożądani”.
Pisze Pan też o tajnych pieniądzach, czyli aferze FOZZ, część jest w tej książce jak Pan mówił na spotkaniu na UO. Kiedy się można spodziewać książki na ten temat i czego zaskakującego się możemy spodziewać?
Niewątpliwie rozwinięcia fragmentu „Długiego ramienia Moskwy” poświęconego aferze FOZZ i innym machinacjom finansowym ludzi tajnych służb PRL. To jest bardzo ważne ze względu na zrozumienie kulisów transformacji ustrojowej z lat 80.
Ostatnio głośno było o tym, że przymierza się Pan do napisania książki o Donaldzie Tusku i stawia Pan tezę, że premier polskiego rządu jest aktorem, Zastanawiam się kto jest jego reżyserem?
Nie mam do końca przemyślanej koncepcji tej książki, więc trudno mi jednoznacznie w tej sprawie coś zadeklarować.
Zmieńmy temat. Czy zgadza się Pan z opinią, że „Gazeta Wyborcza” jest „organizacją przestępczą i wrogą naszej cywilizacji”? [tak określił Antoni Klusik „GW” i sąd nakazał w pierwszej instancji przeprosić].
Daleki jestem od takich sformułowań. Jestem przede wszystkim człowiekiem nauki, więc jeśli już przyjmuję ton oskarżycielski – a raczej demaskatorski – to wyłącznie w oparciu o źródła.
Jak Pana zdaniem wygląda kwestia wolności słowa w Polsce? Jakie miał Pan pozwy lub próby zastraszenia?
Pozwów i spraw sądowych nie miałem, ale uważam, że wolności słowa trzeba w Polsce wciąż bronić. Na tej płaszczyźnie mam pewne złe doświadczenia – nagonki, naciski i wypowiedzi najważniejszych osób w państwie, którzy mówili co historyk powinien pisać a czego dotykać się nie powinien.
Był Pan członkiem Komitetu Honorowego przygotowującego 40. rocznicę czynu braci Kowalczyków. Okolicznościowa tablica powstała, jednak nie ma godnego miejsca na jej powieszenie. Jak Pan by określił ten czyn i czy wierzy Pan w zmianę tego oporu?
Bracia Kowalczykowie pozostaną dla mnie na zawsze konspiratorami wolności, straceńcami, którzy w akcie niezwykłej determinacji i niezgody na zło, zaprotestowali. Ich protest jest dla mnie szczególnie istotny gdyż wypływa z niezgody na masakrę Grudnia ’70 w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie…. A przecież Grudzień ’70 to ważny składnik mojej tożsamości. Obawiam się jednak, że wydarzenia sprzed 40 lat jeszcze długo nie będą zrozumiałe. Polska jest realnie postkomunistycznym krajem, więc obciążenia dawnym systemem nagle nie wyparowały. Musimy więc ciężko i dobrze pracować by to zmienić.
Dziękuję bardzo.
Dzięki że są tacy wspaniali ludzie jak pan doktor Cenckiweicz. Oby coraz więcej takich oddanych w sprawie historii Polski było w mediach.