Marek Kuryło: „Lex orandi – lex credendi” – więc bierz się do roboty… część I

Niezależna Gazeta Obywatelska6

Tytułowa stara łacińska maksyma mówi nam od dawien dawna, co powinno kształtować naszą wiarę, co jest napędem w jej zdobywaniu. Otóż według niej, jak się modlimy, tak wierzymy. Jak się staramy, takie otrzymujemy owoce. Często nasuwa się pytanie. Czy my naprawdę posiadamy wiarę? Czy ma ją nasze polskie społeczeństwo? Skoro dzisiaj można z niej tak łatwo zrezygnować. Świat daje tyle możliwości. Więc po co ją zdobywać? Jak to zrobić i jakie zadanie spełnia pod tym względem liturgia?

Centralnym punktem w życiu każdego katolika jest Msza święta. Nie chcę skupiać się na teoriach, na tłumaczeniach stricte encyklopedycznych. Zależy mi bardzo na ukazaniu tego rodzaju modlitwy, jako wyrazu naszej wiary. Msza jest Ofiarą, taki właśnie posiada charakter. Chciałbym to dobitnie podkreślić. Dlaczego kładę na to nacisk?

Idąc do kościoła na niedzielną Mszę dla dzieci (Novus Ordo Missae), spotykam się z czymś, co napawa mnie ogromnym przygnębieniem. Widzę ogromne spustoszenie duchowe, samych kapłanów, jak i wiernych. Przed oczami jawi mi się ogromny kryzys liturgiczny, widząc kapłana w roli d-ja, który zachęca dzieci do tzw. dziś „czynnego udziału”, parodiując Mszę świętą. Drodzy czytelnicy, postarajcie się powiedzieć coś krytycznego na ten temat. Wielkiemu oburzeniu nie będzie końca. No jak to? W duchu ożywczego powiewu, „aggiornamento„, zmian i wychodzenia do ludzi, liberalnego podejścia do zasad wiary, to przecież normalne.

Ale… „żadne ale! Nie wydziwiaj!”. Często słyszę taką odpowiedź. I na nic się zda moje tłumaczenie, rozsądne argumenty. Dzisiejszy świat, i co mnie najbardziej boli, przedstawiciele Kościoła (kapłani) zrobili z Mszy „uroczyste spotkanie”.

Częstym argumentem, jakże kruchym, osób atakujących tradycjonalistów jest wg nich bezsensowne wracanie w mroki średniowiecza. Pomijam fakt, że ataki te są spowodowane zupełnym brakiem wiedzy na ten temat. Przecież trzeba iść do przodu, trzeba dopasować się do tego świata. Ludzie odejdą od Kościoła, bo On im już nic nie będzie miał do zaoferowania. Taki tok myślenia zniszczył świętą liturgię. Dziś piękne polifoniczne śpiewy, chorał gregoriański, ten wspaniały dobytek Kościoła, te „anielskie głosy” unoszące dusze człowieka wprost do rzeczy niebieskich, ta powaga i cześć Boskiego Majestatu została zastąpiona profanującymi Trójce Przenajświętszą piosenkami. Już z samych słów są one całkowicie wypaczone z religijnej treści. Nie mówiąc o szacunku w świętym miejscu, jakim jest kościół.

Wspaniały i tajemniczy język łaciński został całkowicie zastąpiony narodowym. Obecnie prawie wszyscy staną za tym posunięciem murem. Bo przecież wszystko rozumiemy, najnormalniej w świecie rozumiemy Mszę. Proszę spytać wychodzących ludzi z kościoła co było w czytaniach? O czym była Ewangelia? Głuche milczenie i wytrzeszcz oczu. „Bo to tak ciężko zapamiętać” – pokrętne tłumaczenie. Ludziom zostało wmówione, że inaczej być nie może, że bez języka w którym się komunikują się nie obędzie. Łacina to przeżytek, a przeżytku się nie używa. I kogo to obchodzi, że to oficjalny i nigdy nie zniesiony język Kościoła. Dlaczego tak ciężko uzmysłowić społeczeństwu, że „rozumienie” nie oznacza „zrozumienie”? Owszem, dotrą do mnie podczas Mszy poszczególne zdania, słowa, ale nie uchwycę sensu i istoty, gdyż one wyrażają się poprzez tajemnicę i misterium.

To właśnie daje łacina. A czy w XXI wieku, dobie komputerów, najnowszych osiągnięć techniki, przewracanie kartek w Mszaliku polsko-łacińskim sprawia trudność? Większość Polaków powołuje się na zmarłego papieża Jana Pawła II. Dlaczego zaś nie stosują się do Jego nauk? Bardzo zachęcał wszystkich do zgłębiania tajników tego rzymskiego języka.

Zauważyłem, że pod względem liturgii obowiązuje zasada — rób co ci się podoba, bylebyś miał serce czyste. Czy to na pewno o to chodzi? Wśród katolików często słyszę opinie, że istnieje wolność. Chcesz iść na taką Mszę to idź, na inną też dobrze. A nikt nie patrzy, że wolność nie oznacza dowolności. Zawsze musimy wybierać dobro. Idę do kościoła. Po Mszy, która przypominała cyrk, czuję pustkę i wychodzę jeszcze bardziej rozdrażniony. Zero powagi, szacunku do Jezusa Chrystusa. Zachowanie ludzi tak, gdyby nie było Boga obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Z Mszy zrobiono przedstawienie. Świętą liturgię cechowała zawsze powaga, majestat, dało odczuć się bojaźń Bożą (to ta cnota, której ludzie dziś już praktycznie nie znają), która powodowała odpowiednie zachowanie się i przybranie godnej postawy. Dużo ciszy w której przemawia Duch Święty, zastąpiono ciągłym dialogiem kapłana z wiernymi. Jest taka parafia w której odprawiana jest Msza z udziałem zwierząt! Myślę, że komentarz jest zbędny. Co by było gdyby taki pomysł pojawił się np. sto lat temu? Uśmiech na Waszych twarzach jest odpowiedzią. Co się zagubiło, co się stało, że dziś to jest „modne”?

C.D.N.

Autor: Marek Kuryło, Opolskie Środowisko Tradycji Łacińskiej

  1. liberator
    | ID: ca3fc5f7 | #1

    Taa. Przed Soborem to w ogóle był raj na ziemi…

  2. Trydent
    | ID: dc561c30 | #2

    A kto tak powiedzial?Zdecydowanie jednak z o wiele wieksza latwoscia Kosciol umial sobie poradzic z wszelkimi herezjami i zagrozeniami wiary..

  3. Szczerbiec
    | ID: 1f2fd806 | #3

    Na portalu Nacjonalista.pl znalazłem małą „reklamę” OŚTŁ. Oby coraz więcej ludzi poznawało skarb Mszy Św. Wszechczasów.
    http://www.nacjonalista.pl/2011/10/10/tradycja-katolicka-w-opolu/

  4. Trydent
    | ID: dc561c30 | #4

    Trzeba rozpowiadac wsrod znajomych, w srodowiskach pracy itd. Stalosc Mszy powinna zaskutkować wkrótce zwiekszeniem ilości wiernych.

  5. | ID: e303929e | #5
  6. Radek
    | ID: 828496b2 | #6

    Placet!
    Celem trwającej światowej rewolucji jest zniszczenie Krzyża. Stan, który Pan opisuje jest wynikiem tej rewolucji. Dyskutantów podzieliłbym tak:
    1. obrońcy (kontrrewolucjoniści), 2. nieświadomi zagrożeń, 3. rewolucjoniści.
    2. i 3. są szkodnikami w różnym natężeniu.
    Łączę wyrazy uszanowania

Komentarze są zamknięte