Owładnięty marzeniami

Niezależna Gazeta Obywatelska

W pewnym okresie życia, każdy z nas obiera sobie drogę, którą będzie kroczył. Możliwości jest wiele. Najważniejsze jednak jest to, do jakiego celu dążymy. W obecnym świecie pozbawionym zasad i wartości, dla znakomitej większości ludzi, życie jest celem samym w sobie. Liczy się pieniądz, wygoda, dobra zabawa i własna przyjemność. Mało kto zastanawia się nad tym co po sobie pozostawi, co da innym. Świat duchowy odchodzi w zapomnienie.

Ja swoją drogę wybrałem dawno temu. Był to wybór świadomy i dla mnie oczywisty. Owładnęły mną marzenia o ideale. Dążyć do ideału w życiu prywatnym, a w pracy dla Narodu i Ojczyzny być godnym dawnych bohaterów… Słodko jest marzyć o ideale i konstruować go w wyobraźni, ale już ziścić we własnym życiu jest bardzo ciężko. Niestety najczęściej marzenia te płoną na stosie codzienności. Chciałem być człowiekiem bez skazy, nie na pokaz, ale dla samego siebie. Żyć zgodnie z wartościami, z których najważniejsze dla mnie są miłość, rodzina, uczciwość i honor. Z perspektywy czasu, mogę uczciwie powiedzieć, że wielokrotnie pobłądziłem. Z czego to wynikało? Ze słabości charakteru? Z braku silnej woli? Z pójścia na łatwiznę w niektórych sytuacjach? Z lenistwa? Chyba z wszystkiego po trochu. Nie popełniłem jakiś „zbrodni” wbrew wyznawanym wartościom, może dla innych moje „występki” byłyby nic nie znaczące, ale dla idealisty, a za takiego się uważałem to prawie koniec świata. W takich chwilach człowiek zadaje sobie pytanie czy warto jest marzyć o ideale i do niego dążyć, skoro w codziennym życiu często ulegaliśmy słabościom i nie jesteśmy tak czyści jakbyśmy chcieli. Może lepiej pójść na łatwiznę i po prostu żyć. Być egoistą, jak większość ludzi. Zapomnieć o zasadach i wartościach, które nas krępują i zakosztować „prawdziwej wolności”. Być może taka perspektywa jest pociągająca, ale dla ludzi słabych. Tak! Prawe życie to dramat, ciągła walka z własnymi słabościami. Mimo wielu kapitulacji, których każdy z nas doświadcza, jesteśmy ich świadomi i sprawiają nam one ból. Inni przeszliby obok własnych porażek obojętnie, lub z cynicznym uśmiechem, mając świadomość, że nikt ich z tego nie rozliczy. Idealista jest najsurowszym sędzią dla samego siebie, to właśnie wyróżnia nas w tym amoralnym świecie.

Ten płomień idei, który wciąż czuję w swoim sercu, pozwala mi nadal kroczyć obraną drogą. To on dawał mi siłę, aby wytrwać w sytuacjach zwątpienia. Aż boje się pomyśleć jak puste byłoby moje życie bez niego. Teraz już wiem, że nie będę człowiekiem bez skazy, ale wiem też, że moje porażki dadzą mi dodatkową motywację do ciężkiej pracy nad sobą. Młodzieńcze marzenia są wciąż żywe…

Autor: Krzysztof Fąferko

Komentarze są zamknięte