Ostre wyrazy w walce politycznej nie są nieparlamentarne

Zastępca Naczelnego

Polityka nie jest generalnie zajęciem dla dam i dla dżentelmenów (chociaż są w niej również takie osoby), trudno się więc dziwić, że często padają z ich ust mocne słowa. Dzieje się tak zwłaszcza w kampaniach wyborczych, kiedy pokonanie przeciwnika jest jednoznaczne z utrzymaniem swojej pozycji lub zdobyciem jej jego kosztem.

Dlatego nie bulwersują mnie ostre sformułowania, jakich nie szczędzą sobie polscy politycy w dobiegającej właśnie końca kampanii samorządowej. Właśnie w jej ostatnich dniach należy się spodziewać wysypu barwnych wypowiedzi o dużym ładunku emocjonalnym, a także mijających się z prawdą.

W tym drugim przypadku można iść do sądu w trybie wyborczym i sprawa zostaje szybko rozstrzygnięta. Jeżeli chodzi natomiast o temperaturę politycznych sporów, to nie ma żadnych reguł, jedynymi arbitrami będą zaś wyborcy, którzy przy urnach wyrażą własne opinie na temat nie tylko programów prezentowanych przez kandydatów i składanych przez nich obietnic, ale także sposobu, w jaki prowadzili kampanię, a zwłaszcza odnosili się do swoich rywali.

Nie ma więc sensu robić sensacji z tego czy innego zwrotu, który padł w ferworze politycznego starcia. Właśnie one najbardziej zapadają bowiem w pamięć wyborców i budzą ich entuzjazm bądź niesmak, co znajdzie odzwierciedlenie przy oddawaniu głosów.

I jeszcze jedna uwaga na koniec: nazywanie bardzo mocnych określeń używanych w jakiejkolwiek kampanii wyborczej nieparlamentarnymi jest nieporozumieniem. Właśnie po to wymyślono przecież parlament, żeby politycy ścierali się w nim ze sobą na słowa zamiast wzywać swoich zwolenników do okładania się niebezpiecznymi narzędziami na ulicach.

Warto wiedzieć, że słowo „parlamentum” znaczyło pierwotnie tyle, co „sklep z gadaniną” i dlatego nawet bardzo ostre potyczki werbalne w nim nie powinny razić, ani wywoływać zgorszenia. Kwalifikowanie zachowań polityków, którzy ostro nacierają na siebie podczas mających służyć wyrazistemu formułowaniu przez nich stanowisk i pognębieniu rywali debat mianem nieparlamentarnych świadczy o złym rozumieniu tego, czym jest owa demokratyczna instytucja.

 

Zastępca Redaktora Naczelnego NGO

Jerzy Bukowski*

*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju

Komentarze są zamknięte