Marcinkiewicz: Neobolszewizm w natarciu – przedruk ze „Śląskiej Gazety”

Autor Obywatelski5

Neobolszewizm w natarciu

W ciągu ostatniego tygodnia głośno było o reklamie sieci telefonii komórkowej Heyah, która prezentowana była Polakom. Ohydna propaganda i indoktrynacja – tylko w ten sposób możemy podsumować działania speców od marketingu. Zaprezentowane przez nich dzieło, owoc zapewne wielu godzin burzy mózgów i nie mniejszej liczby nieprzespanych nocy okazało się urągać wszelkim granicom przyzwoitości. Co prawda w dniu 7 stycznia podjęta została przez nich decyzja o wycofaniu reklamy z obiegu, niesmak jednak pozostał. Czują go jednak jedynie osoby o konserwatywnych poglądach. Ci, którym jest wszystko jedno, o wspomnianym „dziele” już dawno zapomnieli. Heyah odniosło jednak niebywały sukces – potrafili za pomocą kontrowersyjnego dzieła zyskać na rozgłosie. Kiedyś było o nich głośno, reklamy leciały co chwilę w telewizji, a plakaty atakowały nas na każdym kroku. Obecnie Heyah dużo straciła. Widać to po sposobach na przyciągnięcie klientów, jakie mieliśmy okazję oglądać przez ostatnie dni. I udało im się. Portale prawicowe nie mówiły o niczym innym, wydawane było dziesiątki oświadczeń, ludzie byli oburzeni i zniesmaczeni. Przyniosło to sieci rozgłos, o jaki walczyła. Cel marketingowy został osiągnięty. Doświadczenie pokazuje, że gdzie duże korporację widzą pieniądze, tam nie ma miejsca na moralność czy choć odrobinę przyzwoitości.

Pojawiają się głosy, że ta reklama w większym stopniu ośmieszyła Lenina niż promowała go. Na tym właśnie polega w obecnych czasach neobolszewizm, a opinie podobne do tej przytoczonej jedynie moją tezę potwierdzają. Można narzucić sobie zasłony na oczy, ale gdy się sprawie przyjrzeć, to trudno się z nią nie zgodzić. Wszystko zaczyna się od zadania sobie pytania – czym się właściwie różnią wydarzenia inwazji bolszewickiej na nasz kraj w roku 1920 od wydarzeń, z którymi stykamy się obecnie ?

Jestem obecnie pod ogromnym wrażeniem jakże ciekawej książki Jacka Mackiewicza pt. „Lewa Wolna”. Autor pozwala lepiej zrozumieć mechanizmy, jakie zachodziły na naszych wschodnich rubieżach w tym czasie. Ogólna wiedza historyczna wygląda tak – bolszewicy zaatakowali nas od wschodu, po miesiącu ich natarcie załamało się pod Warszawą i zwyciężyliśmy wojnę, zatrzymaliśmy czerwony marsz na Europę.

Trudno się z tym nie zgodzić, jednakże warto zagłębić się trochę bardziej w to, jak się pewne rzeczy na pograniczu polsko-radzieckim dokonywały.

Walki z bolszewikami trwały cały czas, od początku państwowości Polski (rok 1918) do wspomnianej inwazji dwa lata później. W pewnym momencie nasi przodkowie uzyskali tam dość znaczną przewagę, Rosjanie musieli zaangażować się w walkę z białymi. Nie będę tutaj zagłębiał się w zbędne szczegóły na temat tego jak dowództwo białych prosiło Piłsudskiego o zaangażowanie bolszewików w walkę na dwa fronty. Nadszedł czas ofensywy Kijowskiej, a na początku lipca 1920 roku czerwoni wkroczyli do Polski.

Wkroczyli to mało powiedziane. Wjechali do naszego kraju niczym walec, niczym zaraza, która rozprzestrzenia się szybciej, niż zdąży człowiek pomyśleć. Wojsko polskie było w rozsypce, czym prędzej umykało w stronę Warszawy, tylko gdzieniegdzie dochodziło do pojedynczych walk.

Na murach zdobywanych przez naszych wschodnich sąsiadów miast pojawiały się czerwone flagi, a kontrrewolucjoniści (czyli ci, którzy mieli przed wojną jakiekolwiek pieniądze lub władzę) byli regularnie mordowani. Ogromną rolę w walce z burżuazją odgrywali Żydzi, którzy jak nikt inny znali swoje miasta. Dzięki temu mogli wskazywać palcem bogatych Polaków. Robili to z pobudek nacjonalistycznych, gdyż liczyli na powstanie państwa Żydowskiego gdzieś na terytorium dawnej Polski.

Przytoczone fakty pomagają lepiej zrozumieć, dlaczego zajmowanie naszego państwa przychodziło czerwonym z taką łatwością. Byli zaskakująco dobrze przyjmowani przez miejscową ludność, która była jak chorągiewka i ruszała się zgodnie ze stroną z której wieje wiatr. Na tych samych domach już miesiąc później powiewały polskie flagi.

Ale nie po to zabrałem się za ten artykuł, by opisywać historię. Krótkie przypomnienie, jak działał bolszewizm, pomoże nam zrozumieć sposób działania neobolszewizmu. A może to zbędna gra słów – może nie ma takiego czegoś jak neobolszewizm, tylko dalej mamy do czynienia z ideologią aktywnie działającą od roku 1918 ?

Obecnie sytuacja jest trudna. Na szczęście historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać. Pomaga nam to w lepszym spojrzeniu w przyszłość. Z równie trudną przeszłością musieli się zmagać przecież także nasi niezłomni przodkowie 93 lata temu. Niedługo minie więc już okrągły wiek od tych wydarzeń, a problemy są nadal aktualne.

Widać to na przykładzie reklamy sieci Heyah. Lenin jest w niej pokazywany w śmieszny sposób, jako coś niegroźnego, a nawet niosącego dobre nowiny (promocja – rewolucyjna oferta). Stąd już niedługa droga do patrzenia na niego przez lemingi z innej perspektywy – teraz już zawsze będzie kojarzony gdzieś tam w głębi świadomości z takim „małym śmiesznym Leninkiem”.

Odwracanie obrazu zbrodniarzy o 180 stopni jest niebezpiecznym zabiegiem. Jest ono jednak jedynie kroplą w morzu zalewającego nas zewsząd neobolszewizmu. A wiąże się on ze wszystkimi aspektami życia społecznego – jak na przykład całkowitym brakiem poszanowania dla religii, mało tego – otwartym atakiem na nią.

Podobnie ma się sfera tradycji, przywiązania do narodu, zobowiązań wobec państwa. Dziś już coraz mniej ludzi chce być Polakami – wolą być „obywatelami świata”. Wizualna papka wpychana im do mózgów przez media głównego nurtu jest nie mniej groźna niż konnica Tuchaczewskiego. 93 lata temu wydawało się, że wszystko stracone. W odmianę losu wierzyła tylko garstka patriotów. I wtedy właśnie zdarzył się cud. Bolszewizm został odparty. Dziś my tak samo musimy wierzyć, że się da. Nie musimy już walczyć z konnicą. Postawić musimy wiarę przeciw kłamstwu, Polskość przeciw nowoczesności, patriotyzm przeciw neobolszewizmowi.

Tylko wiara i odrobina szczęścia może nam pomóc w odparciu lawinowo nacierającej propagandy. Ta wiara jest w narodzie silna i to ona pozwala tworzyć takie tytuły jak „Śląska Gazeta”.

Autor:

Krzysztof Marcinkiewicz

Za „Śląską Gazetą”.

 

  1. kajtek
    | ID: 2084badb | #1

    Kłamczuchy.Powiedzieli, że nie będzie a cały czas puszczali w TV.
    To jest ta prawda Kałka.

  2. Adam GP Białystok
    | ID: fe8e21ac | #2

    Heyah, mądry Polak wrzuci do kosza…..Tak należy czynić ze wszystkim co uderza w NASZ honor,historię,wiarę.Do kosza.

  3. Adam GP Białystok
    | ID: fe8e21ac | #3

    Przepraszam jestem tak wkurzony, że Was nie pozdrowiłem, co niniejszym czynię. W Opolu kawał dobrej roboty .Jeszcze raz pozdrowienia z wielokulturowego podlasia.

  4. kominiarz
    | ID: ec9fe6c4 | #4

    @Adam GP Białystok
    W pełni popieram i pozdrawiam patriotyczne Podlasie. Wiem coś o tym, bo dziewczynę stamtąd mam:) Jak Polak mądry, to Heyah do kosza, honor nie pozwala i tak powinno być!

  5. | ID: 085a9dac | #5

    @ P.kominiarz! Dołączam się do pozdrowień patriotycznego Podlasia, wraz z. @P.Adamem GP Białystok.Wspaniali ludzie.Wiem coś o tym.A Heyah do kosza.

Komentarze są zamknięte