Kto, jak i z kim, czyli o możliwych polskich przetasowaniach w zaciszu brukselskich apartamentów

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Krzysztof KRAUSE - smallSpore emocje towarzyszyły ogłoszeniu wyników do Parlamentu Europejskiego. Obie główne partie – PO i PiS – zarówno w badaniach sondażowych exit polls, jak i w ostatecznym wyniku ogłoszonym przez PKW, uzyskały 19 mandatów. Podobne prognozy wynikały też z ostatnich przedwyborczych sondaży. Walka o symboliczną palmę pierwszeństwa i psychologiczną przewagę nie miały jednak nic wspólnego z walką o realne wpływy w Brukseli, bo o tym nie decydują wyniki w kraju, lecz przynależność partii do konkretnej frakcji i rezultat osiągnięty przez nią w skali całej Europy.

Platforma Obywatelska w Europejskiej Partii Ludowej (najmocniejszej brukselskie frakcji w kadencji 2014-2019),wsparta kilkoma głosami PSL, cieszy się wysoką pozycją – może też dzięki temu, że jej unijni liderzy (Buzek, Hübner, Olbrycht, Saryusz-Wolski) nie są wykorzystywani do partyjnych ustawek w kraju. Co innego deputowani PiS. Przynależąc w minionych latach do Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, dopiero 5 pod względem ilości mandatów frakcji w Europarlamencie (pytanie, czy frakcja przetrwa i czy PiS będzie jej częścią, pozostaje sprawą otwartą), zajmowali się m.in. wystawami smoleńskimi i próbą wniesienia pod obrady Parlamentu sprawy katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Cóż z tego, skoro nie przyniosło to spodziewanych efektów, a podnoszonymi kwestiami zainteresowania nie wykazywali nawet koledzy z frakcji. Targani licznymi rozłamami – z 15 posłów wybranych z list PiS jedynie 7 dotrwało do końca kadencji w partii – systematycznie pozbywali się osób w sprawach unijnych kompetentnych. Michał Kamiński, niegdyś ulubieniec braci Kaczyńskich, trafił na listy PO. 3 posłów – Kowal, Migalski, Bielan – przeszło do Polski Razem Jarosława Gowina. Tej trójki szczególnie żal, bo Kowal dla polskiej polityki zagranicznej zrobił sporo i jest uznawany za człowieka niezwykle kompetentnego w sprawach zagranicznych także przez oponentów politycznych, Migalski okazał się w Brukseli tytanem pracy i aktywności, Bielan zaś udowodnił swoją skuteczność jako spin doktor w poprzednich kampaniach. Kolejnych 4 posłów wybranych z listy PiS założyło Solidarną Polskę, wychodząc w ogóle z EKiR. Tak osłabione PiS, z ledwie 7-osobową reprezentacją w mało istotnej frakcji, nie miało zbyt dużego wpływu na bieg unijnej legislatywy. W tegorocznych wyborach wpływy – przynajmniej teoretycznie – odzyskało. Wprowadziwszy do Brukseli 19 posłów, staje przed szansą zaistnienia na unijnej scenie. Czy to wykorzysta? Czas pokaże. Póki co próbuje dobijać targu wokół poparcia dla polskiego reprezentanta wśród unijnych komisarzy.

Morały na pewno wyciągać może ósemka pisowskich „separatystów” – ze wspomnianej powyżej grupy rozłamowców w bieżącej kadencji w Brukseli nie zobaczymy żadnego. Może się to okazać dla nich politycznym wyrokiem śmierci. Pozbawieni unijnych synekur mogą mieć spory problem z utrzymaniem się w mainstreamie. Z całej grupy jedynie członkowie Solidarnej Polski mogą czuć się bezpieczniej, gdyż aktywność w Sejmie ich posłów, legislacyjna i medialna – jak na przykład medialne połajanki Kempy (SP) i Hofmana (PiS) „o tłustych nóżkach” – pozwala utrzymać się głównym nurcie medialnych przekazów z Wiejskiej. A to jednak może zadecydować o przekroczeniu progu w przyszłorocznych wyborach.

W porównaniu z ubiegłą kadencją, najwięcej straciła jednak PO – aż 6 mandatów. Natomiast delegacja Prawa i Sprawiedliwości liczyć będzie o 4 posłów więcej. Przynajmniej teoretycznie, bo z list PiS wybrany został chociażby Marek Jurek, lider Prawicy Rzeczypospolitej.

O tym, jak potoczą się dalsze losy współpracy PiS z PR, na pewno decydujące będą głosowania światopoglądowe. Trzeba pamiętać, że w 2006 roku brak poparcia ze strony wielu posłów PiS pogrzebał szansę na wpisanie ochrony życia poczętego do polskiej Konstytucji. To między innymi stawiany dziś za wzór walki o ochronę życia poczętego Bolesław Piecha, nieformalny lider – przynajmniej dla opinii publicznej – śląskiego PiSu, nawrócony ginekolog-aborter, w ciągu 2 lat kolejno: poseł na Sejm RP szefujący ważnej Komisji Zdrowia, senator z okręgu rybnickiego, wreszcie nowy eurodeputowany, nie poparł wówczas sygnowanego nazwiskiem dzisiejszego lidera Prawicy Rzeczypospolitej projektu zmiany ustawy zasadniczej. Zresztą, nawet wśród PSL i Samoobrony więcej deputowanych poparło ów projekt (procentowo). Na marginesie warto przypomnieć, że za projektem poprawki, zgłoszonym przez Ligę Polskich Rodzin, opowiedziało się wówczas 165 posłów. Od głosu wstrzymało się 111. Większość wymagana do przegłosowania poprawki wynosiła 276. Gdyby więc ci wszyscy posłowie, którzy wtedy wstrzymali się od głosu, projekt jednak poparli, od 2006 roku w Konstytucji RP widniałby zapis o ochronie każdego życia od poczęcia. Od tego czasu – przynajmniej w teorii – nie udałoby się zebrać wymaganej większości 2/3 do zmiany takiego zapisu w ustawie zasadniczej (od tego momentu aż do dziś PiS i jego rozłamowcy pokroju Solidarnej Polski mają zawsze powyżej 1/3 mandatów w izbie niższej). Piszę „w teorii”, bo teoretycznie przecież posłowie PiS jako partii na sztandarach niosącej chrześcijańskie wartości nie mieli prawa w 2006 roku zagłosować inaczej niż za projektem. A jednak tak się stało, czego owocem była zresztą rezygnacja Marka Jurka z funkcji Marszałka Sejmu. W Brukseli będzie oczekiwał jasnych deklaracji i będzie skrupulatnie z nich rozliczał, zapewne od tego uzależniając wspólny start w najbliższych wyborach. A jest o co grać – w ciągu najbliższych 18 miesięcy czekają nas kolejno wybory: samorządowe, prezydenckie i parlamentarne. Do tych ostatnich, najważniejszych dla kierowanej przez niego partii, zostało jeszcze nieco czasu – na tyle dużo, by mieć szanse zbudować coś bez Kaczyńskiego za plecami.

Za wierność ideałom w 2006 roku zapłacił Jurek polityczną marginalizacją w kolejnych latach. Teraz jednak powraca – może nie tyle w wielkim stylu, co z wielką szansą. Wraz z przeprowadzką lidera do Brukseli, Prawica Rzeczypospolitej zyskuje na kilka sposobów. Poza prestiżem i dostępem do kolejnego kanału informacyjnego, dostaje także szanse podnoszenia swoich postulatów na arenie europejskiej. Najistotniejszy jest jednak aspekt organizacyjno-finansowy unijnych salonów. Wraz z europosłem Jurkiem, PR dostaje środki na biura i etaty, zarówno w Polsce, jak i w Brukseli. Dochodzą do tego szanse na staże, wycieczki, publikacje.

Ten casus na własnej skórze sprawdza teraz Solidarna Polska. Przecież to właśnie wynikająca z obecności w PE stabilność pozwoliła Ziobrze, Kurskiemu i Cymańskiemu zaangażować się mocno w tworzenie nowej formacji. I chociaż Solidarna Polska nie osiągnęła w tegorocznych eurowyborach wymaganego progu, to niewiele jej zabrakło i w przyszłorocznych wyborach do polskiego Parlamentu wcale nie stanie na straconej pozycji. Tym bardziej, że sympatii do jednoznacznie prochrześcijańskiego ugrupowania nie kryją katolickie media.

W najbliższej przyszłości nie można wykluczyć zaistnienia współpracy Prawicy Rzeczypospolitej z Solidarną Polską. Być może przy wsparciu Ruchu Narodowego, a także gowinistów czy kilku posłów niezrzeszonych. To jednak już bardziej political fiction. Lub bardziej nawet – życzeniowe myślenie tych wszystkich, którzy wierzą w szerokie porozumienie po prawej stronie polskiej sceny politycznej. O współpracy z PiS przebąkiwał świeżo po wyborach lider Polski Razem. Czy coś z tego wyniknie? Doświadczenie uczy, że niewielkie są szanse na realizację śmiałego planu jedności prawicy, ale – choćby dla przyzwoitości – trzeba dać temu czas. Zwłaszcza, że powyborcze rozrachunki nie są najlepszym momentem do przepowiadania politycznej przyszłości i przypominają wróżenie z fusów. Tym bardziej, że każdy dzień przynosi nowe rewelacje, będące pokłosiem wyborów – a to rozpad lewackiej koalicji Palikota i Kwaśniewskiego (obaj, jak sami stwierdzili, czują się „skończeni”), a to narzekania Migalskiego, że nie liczono się z jego sugestiami w czasie kampanii i dlatego daje sobie spokój od polityki i wraca na uniwersytet (osobną kwestią jest to, czy go tam dalej chcą).

Marek Jurek nie będzie oczywiście jedynym problemem dla jedności pisowskiej delegacji w Brukseli. Do Parlamentu Europejskiego trafił także z Dolnego Śląska i Opolszczyzny Kazimierz Michał Ujazdowski, który w przeszłości również miał problemy z lojalnością wobec partii Kaczyńskiego. Co prawda wrócił z banicji, lecz obszarów potencjalnych sporów jest naprawdę wiele. Pierwsze zgrzyty mogą się pojawić już jesienią tego roku, przy okazji wyborów samorządowych. Z Rafałem Dutkiewiczem, od lat rządzącym Wrocławiem, współtworzył Ujazdowski organizację Polska XXI. Co się stanie, gdy zagrają sentymenty i byłemu ministrowi kultury w trzech różnych rządach (Buzka, Marcinkiewicza, Kaczyńskiego) zdarzy się powiedzieć zbyt ciepłe słowa o Dutkiewiczu, którego PiS w wyborach nie poprze, bo zbyt mocno związany i kojarzony jest z PO? A do tego dochodzą i inne nici porozumienia, jakie snuć w Brukseli może Ujazdowski – w poprzednich wyborach europejskich ugrupowanie Polska XXI popierało m.in. wspomnianego Buzka i Saryusz-Wolskiego z PO czy właśnie… Marka Jurka. Przez pewien czas zasiadał też w kole poselskim Polski Plus (przemianowanej tak z Polski XXI) wraz z Libickim, dziś posłem konserwatywnego skrzydła PO. Słowem, może z tego wyniknąć ciekawy ferment.

Z utrzymaniem pełnej reprezentacji w PE problemy może mieć także Platforma. Z okręgu śląskiego do Brukseli rzutem na taśmę dostał się Marek Plura, szef sejmowej podkomisji ds. osób niepełnosprawnych, znany jednak bardziej z działań na rzecz uznania gwary śląskiej za pełnoprawny język, a samych Ślązaków – za mniejszość etniczną w RP. Startujący w żółto-niebieskich barwach poseł, skupiający wokół siebie wszystkie ważniejsze organizacje regionalne, tuż po wyborach powiedział w krótkim wywiadzie dla kilku gazet, że marzy mu się powstanie śląskiej partii, która zabiegałaby o interes regionu i jego mieszkańców na szczeblu województw, państwa i całej Europy. Posła w tym pomyśle utwierdzić miały liczne sugestie osób, z którymi rozmawiał przy okazji spotkań w kampanii wyborczej. Czy coś z tego wyniknie i jaka będzie przyszłość poruszającego się na wózku posła, trudno w tej chwili wyrokować. Niemniej nie można zlekceważyć faktu, że kandydat tak jednoznacznie prośląski znalazł się – z woli wyborców – w Parlamencie Europejskim. Jego wynik zapewne byłby jeszcze wyższy, gdyby śląską „jedynką” nie był Jerzy Buzek, który zainkasował ponad ćwierć miliona głosów, najwięcej w kraju. Elekcja Plury do PE to pierwszy tak wielki sukces tego środowiska, który może się okazać potężnym zastrzykiem w kontekście najbliższych wyborów samorządowych. Niewykluczone, że wspomniana przez Plurę partia regionalna (o ile, rzecz jasna, powstanie), miałaby w przyszłym roku niemałe szanse w wyborach do Senatu i to w całym województwie. Czy miałaby szansę przebić się już w listopadowych wyborach samorządowych? Czasu co prawda mało, ale nikt nie wie, czy Plura udzielił po prostu emocjonalnego wywiadu, niesiony radością ze swojego zwycięstwa, czy też ma już gotowy projekt i zarys struktur nowego ugrupowania.

Na tle głównych partii pozostałe trzy polskie reprezentacje w Brukseli raczej wydają się być stabilne. PSL ponownie udowodniło, że w każdych wyborach jest w stanie urwać co najmniej kawałek tortu dla siebie, choć niektóre sondażownie skazywały formację Piechocińskiego na pożarcie. Same wybory wzmocnią teraz pozycję szefa ludowców we własnych strukturach i zapewnią partii na 5 lat względny spokój. Koalicja SLD-UP święci swój triumf i srogo opija bolesną porażkę Europy Plus Twój Ruch. To chyba koniec ekipy Palikota, dający Sojuszowi legitymację do reprezentowania całej polskiej lewicy, a samemu Leszkowi Millerowi – mocny mandat do dalszych rządów twardej ręki wewnątrz partii. „Przewidywalna” lewica (w odróżnieniu od znanego z szaleńczych wyskoków, „nieprzewidywalnego” Palikota) pokazała, że jest trzecią siłą w polskiej polityce i wydaje się, że w Sejmie należy spodziewać się prób powrotu części posłów Twojego Ruchu do ich matecznika. Świadomie napisałem „prób”, bo co z tego wyniknie, zależy od szefa Sojuszu. A ten chyba jednak na to nie pozwoli. Nie odmówi sobie tej przyjemności, by móc nieco popastwić się na towarzyszach Kwaśniewskiego. Być może w końcu na powrót banitów łaskawie przyzwoli, ale cena będzie wysoka i raczej za rok na dobre miejsca na listach do Sejmu liczyć nie będą mogli. Jedynie w przypadku Kalisza może wykazać się Miller większym pragmatyzmem, o ile ten wcześniej nie zostanie prezydentem Warszawy. Co do Kongresu Nowej Prawicy – najważniejsze dla Korwina i towarzyszy jest po prostu wygranie po raz pierwszy od lat czegokolwiek. Przyzwoity wynik KNP, będący raczej efektem „zużycia” się w oczach młodzieży Palikota i spółki niż niechęci Polaków do polityków (jak próbuje to Korwin pokazać), zapewni formacji pięcioletnie solidne finansowanie z unijnego skarbca i może przełożyć się na dobry wynik w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. O ile Korwin-Mikke zacznie budować solidne struktury i wykreuje lokalnych liderów. Same bowiem szokujące hasła (mniejsza o to, czy zniekształcone przez media, czy też podawane wiernie, bez interpretacji) nie dadzą KNP dobrego wyniku w żadnych kolejnych wyborach – tak jak jeszcze niedawna popularność Palikota nie dała mu ani jednego miejsca w PE, i to mimo zgromadzenia na listach znanych nazwisk. W zasadzie Korwin jest największą zagadką i ciężko w tej chwili wyrokować, jak potoczą się losy jego formacji.

Na polityczną nudę w najbliższych miesiącach narzekać więc chyba nie będziemy. Zapewne nie zabraknie gierek, roszad, transferów i ustawek. Oby tylko wewnętrzne spory i swary tradycyjnie nie zaszkodziły polskiemu interesowi na arenie międzynarodowej. A w obecnym stanie rzeczy ciężko będzie o jednoznaczne polskie stanowisko w jakiekolwiek sprawie. Tak wybrali Polacy. A właściwie piąta część obywateli Rzeczypospolitej. Tak mało nas jeszcze nigdy nie głosowało. Kolejna porcja partyjnych rozgrywek sytuacji nie naprawi, tylko sprawi, że będzie jeszcze gorzej.

I to jest najważniejsza wiadomość po tych wyborach.

Autor: Krzysztof Kraus, NGO Katowice

 

  1. Krab
    | ID: 770e2fef | #1

    dobry tekst

Komentarze są zamknięte