Kącik literacki NGO: Tajemnica Świętego Mikołaja

Niezależna Gazeta Obywatelska1

św. MikołajNie pamiętam, kto mi zdradził tajemnicę Świętego Mikołaja, ale musiałam mieć wtedy powyżej sześciu lat, bo gdy miałam sześć lat sama stwierdziłam, że święty, który przyszedł do zerówki, nie był prawdziwy. Miał obrzydliwie plastikowy, czerwony nos. Dlatego nie poczułam się zawiedziona, kiedy ktoś mnie uświadomił. Spodziewałam się tego.

Zanim jednak ktokolwiek zaczął przy tej historii majstrować, święty Mikołaj przyszedł do nas naprawdę. Wszystkie dzieci zebrano w dużym pokoju w mieszkaniu cioci, a było nas chyba z jedenaścioro kuzynów, kuzynów po kilku chwilach oczekiwania przyszedł Święty z workiem prezentów. Nie pamiętam, czy nosił tiarę, czy czerwoną czapkę, ale za to miał przy sobie usmarowanego węglem diablika i anioła w jakiejś białej koszuli. Święty Mikołaj przyszedł, przytaszczył ze sobą wór, nawet nie pamiętam jakich prezentów i naprawdę nie maiło znaczenia, czy to przebrany stryjek, czy sąsiad z parteru. Dziecko musi przynajmniej raz uwierzyć, że przyszedł do niego Święty Mikołaj.

Podobna sytuacja miała miejsce któregoś roku, w czasach, których nie jestem jeszcze w stanie poukładać chronologicznie. Cały rok marzyłam o tym, by dostać zabawkową kuchenkę, w której można by zaświecić gaz. W wielkiej tajemnicy przed światem nabazgrałam o tym, w liście do Świętego Mikołaja, bardzo jeszcze nieporadnymi tytlami. Rano listu nie było a na drzwiach od balkonu wisiał prezent: kuchenka z zaświecanymi palnikami. Do dziś pamiętam plastikowe płomyczki wysuwające się z palników po przekręceniu kurków.

Podejrzewałam interwencję Świętego, bo niby skąd babcia, miałaby mi przez noc wytrzasnąć taki prezent o jakim było w liście? Nie przyszło mi do głowy, że marząc trąbiłam o tej „tajemnicy” wszem i wobec od czterech miesięcy.

Dzisiaj, po dwudziestu z górą latach od poznania tajemnicy Świętego Mikołaja, kiedy największym grudniowym problemem jest brak kasy na porządne prezenty o takich sprawach w ogóle się nie myśli. Bliscy funkcjonują w głowie jako potencjalni odbiorcy prezentów, a jeszcze bardzo by się chciało nie dać się zatruć wszechobecnym mikołajkowym kiczem. Nie ma czasu na wspominki.

Wspomnienia wróciły w maju, kiedy kwitły bzy, pachniała trawa i babcia gasła. A ja widziałam w niej już tylko półprzytomne, emocjonalne niemowlę, brakowało mi sił do jej ciągłych cierpień. Nie słyszałam już jej nieustannego wołania o pomoc, które, choć tym razem uzasadnione, na nikim nie robiło już  wrażenia. W końcu, ile lat można słuchać o tym samym.

I pomyślałam sobie wtedy, że człowiek dorosły, aby odnaleźć w sobie przytępione współczucie i na nowo wykrzesać chęć pomocy, powinien na taką babcię spojrzeć oczyma dziecka. Zobaczyć ją tak, jak ją widział, kiedy miał sześć lat; jeszcze pełną sił, uśmiechniętą, spełniającą marzenia w sposób graniczący z cudownym i mającą dobre układy ze Świętym Mikołajem.

Sześcioletnie dziecko nie wie przecież, czym są przetrącone emocje, toksyczne relacje, niedojrzałość emocjonalna u dorosłych. Dla dziecka, najbliższy jest bohaterem, którego kocha się bezwarunkowo. Dopiero później w miarę dorastania okazuje się, że przy zdrowych relacjach chęć pomocy jest czymś naturalnym.

Tak jak listopadowo- grudniowe wyścigi po sklepach nie wykluczają istnienia i sekretnej działalności Świętego, tak obumieranie ciała, nie przekreśla miłości, która została nam kiedyś dana bądź co bądź na kredyt. Prościej mówiąc, to była ta sama babcia, co dwadzieścia lat wstecz i tak samo kochała wnuczęta – berbecie, jak wnuczęta dorosłe i wykształcone. (To, że ktoś jest toksyczny, to nie znaczy, że nie kocha.) Upływ czasu nie zwalnia nas przecież z odpowiedzialności. Próbować, choć trochę jej ulżyć w ostatnim cierpieniu, wierząc bez zastrzeżeń, choćby nas tysiąc razy oszukano – znaczy stanąć na wysokości zadania. Robić co w naszej mocy do ostatniej chwili, nawet wtedy, kiedy wiadomo, że nic już nie można zrobić.

Przepracować to wszystko i przemyśleć, mogę także teraz, po jej śmierci. A na niepowtarzalnie jej błędów jest jeszcze, mam nadzieję, czas do końca mojego życia. Na razie przed nami pierwsze święta bez babci. Nie wiem, jak będą wyglądały, trochę nie mam pomysłu, jak je przeżyć.  Kolejna rzecz w dorosłym życiu, której trzeba po prostu stawić czoła.

Maria

  1. Irena
    | ID: 1489919a | #1

    Dzień św.Mikołaja kojarzy mi się z wizytą tegoż darczyńcy w latach dzieciństwa w moim domu.Postać odgrywał mój sp.Tatko.Pamiętam,że biala brode wykonał z waty,Maske wykonał z tektury, wymalował,wyciał co trzeba było, na oczy i usta.Sp. Mamusia uszyła długi płaszcz w kolorze czerwonym, obszyła biała skrajką z płótna.Laska byla po dziadkowi,ale krótka, wiec ja nadstawiono kijkiem i owinięto w biały materiał. Wielki kosz na ziemniaki był wypełniony podarkami i z utyskiwaniem Mikołaja jakoby cieżki, stawiany na srodku pokoju.Obowiązkowo Mikołaj zadawał pytanie ;Czy byliśmy grzeczni.No i trzeba było cały pacierz zmówić łącznie z 10 przykazaniami.Nawet zeszyt do religii oglądał.Mnie jeden raz kazał piesn adwentowa zaśpiewać.A usłyszał Godzinki do NMP,które codziennie z Mamusia spiewałam. Treść Zapamietałam do dzisiaj.A jakie były prezenty,.?? Słodycze czyli ciastka domowe, cukierki karmelki tez Mamusia wykonała, Bajki,ksiazki,encyklopedie,/ do dzisiaj sie zastanawiam,gdzie Rodzice kupili,bowiem nie była dostepna/, projektor obrazkowy z pierwsza bajką o małpach Koko i Moko, no i pomarańcze oraz plecione przez Mamusie skarpety,rekawiczki i szaliki z wełny z naszego barana. A z filcu szyto papcie,które w mrożne dni /minus 35 stopni/ .słuzyły za buty .i uzupełniały kosz z podarunkami.W koszu były tez rózgi,których nikt nie chciał. Obok Mikołaja kroczył Aniołek i czasem diabełek. Do nas przychodziłi sąsiedzi z dziećmi i prezentami,które wkładano do kosza i rozdawał je Mikołaj. Było nam bardzo,bardzo wesoło.Celowo podkresliłam ile czynności Rodzice musieli wykonać aby dzieciom sprawić niespodzianke A Tatus grał na mandolinie i spiewalismy Mikołajowi, piosenki.Poczestowany też został kieliszkiem wódki tj.spirytus z palonym cukrem.Wiem,że głowa po niej nie bolała, tak jak teraz, kupiona w sklepie..Tak było pół wieku wstecz. Obecnie nadal czekam na ten dzień,i wspominam dzieciństwo.

Komentarze są zamknięte