Marian Piłka: Patriotyzm gospodarczy

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Marian PiłkaOpublikowane dane komisji Europejskiej dotyczące udziału wynagrodzeń w PKB pokazują, że w Polsce wynoszą one 46% przy średniej unijnej 58%. Ale – co jeszcze istotniejsze – dane te pokazują, że w okresie ostatnich 12 lat ten udział spadł aż o 10%. Dane te, które na polskich publicystach nie zrobiły większego wrażenia i nie poświecono im wiele uwagi, pokazują, nie tylko to co wszyscy wiedzą, że w Polsce zarabia się mało, ale także, że wzrost gospodarczy nie powoduje równomiernego wzrostu płac, a co więcej, że udział płac we wzroście spada. Oznacza to, że Polacy nie korzystają w zadowalającym stopniu z korzyści rozwoju gospodarczego, a korzyści te są przechwytywane przez pracodawców w stopniu, nieporównanie większym i stale wzrastającym, niż w innych krajach unii Europejskiej.

Dane te pokazują przede wszystkim skutki kolonizacji polskiej gospodarki przez kapitał zagraniczny i peryferyjny, czyli właśnie kolonizacyjny model wzrostu gospodarczego, z którego tylko w minimalnym stopniu korzystają polscy pracownicy. Spadający udział płac w PKP, jak i generalnie ich bardzo niski poziom, jest konsekwencją polityki gospodarczej opartej na zastosowaniu w Polsce rozwiązań narzuconych w ramach konsensusu waszyngtońskiego, który w swej istocie polegał na wymuszeniu na państwach wychodzących z komunizmu, sprzedaży kapitałowi dominujących państw zachodnich, po atrakcyjnych dla nabywcy cenach, własnych przedsiębiorstw i udostępnienia im własnych rynków.

Polityka budowy polskiego kapitalizmu w oparciu o przede wszystkim kapitał zagraniczny była wyrazem odziedziczonego po komunizmie głębokiego kompleksu niższości wobec wszystkiego co zachodnie, demoralizacji polskiego społeczeństwa oraz bezmyślności i braku zrozumienia rzeczywistych mechanizmów światowej gospodarki i interesów międzynarodowych korporacji. Nie znaczy to, że kapitał zagraniczny nie powinien być dopuszczony do rozwoju polskiej gospodarki, ale powinien być dopuszczony pod warunkiem realizacji narodowej koncepcji odbudowy gospodarki rynkowej, której istotą powinna być budowa silnej polskiej warstwy przedsiębiorców. Ten postulat właściwie nie został uznany za zasadniczy cel polityki gospodarczej, bowiem raczkujących polskich przedsiębiorców wydano na „konkurencję” dysponujących miażdżącą przewagą kapitałową międzynarodowych grup zdolnych do zlikwidowania polskiej rodzącej się przedsiębiorczości w różnych segmentach gospodarki. W przeciwieństwie do polskich przedsiębiorców, ich zagranicznej konkurencji przyznawano różnorakie ulgi inwestycyjne i podatkowe, które dawały im strukturalną przewagę w konkurencji z polska przedsiębiorczością.

Przykładem zniszczenia polskiej przedsiębiorczości przez kapitał zagraniczny jest polski handel. To właśnie w tej dziedzinie na przełomie lat 80/90 mieliśmy do czynienia ze spontanicznym rozwojem polskiego handlu i polskiej przedsiębiorczości. To rozwój handlu mógłby stać się potężnym motorem rozwoju rodzimej przedsiębiorczości i zbudowania gospodarki rynkowej na dominacji rodzimego kapitału. Zgoda na wejście silnych kapitałowo korporacji handlowych z supermarketami, doprowadza polskich kupców do zupełnego upadku. Handel, w którym dochodzi do stosunkowo szybkiej kumulacji kapitału, mógłby w nieporównywalnie szerszym zakresie stymulować rozwój rodzimej przedsiębiorczości w innych sektorach gospodarki. Dziś już nie tylko w dużych miastach, ale także w małych miasteczkach i nawet dużych wsiach powstają zagraniczne sklepy niszczące polski handel. A właśnie handel jest krwioobiegiem gospodarczym i bez polskiej dominacji w tym segmencie trudno mówić o suwerenności gospodarczej i rozwoju polskiej przedsiębiorczości w różnych dziedzinach gospodarki. Dominacja zagranicznych supermarketów, to nie tylko przejęcie kanałów dystrybucyjnych, którymi płyną do Polski zagraniczne produkty wypierające ich polskie odpowiedniki, ale także poprzez narzucenie tak zwanych produktów sprzedawanych pod marką sieci handlowe, wymuszanie na polskich producentach drakońskich warunków finansowych i rezygnacji, czy przynajmniej ograniczenie własnej marki przez polskie firmy. A wystarczyło tylko o kilka lat opóźnić wejście zagranicznych korporacji handlowych na polski rynek, a dziś mielibyśmy równie nowoczesny handel, tylko w polskich rękach i bez transferu zysków poza granice naszego kraju. Przykład likwidacji polskiego handlu jest przykładem kolonizacji polskiej gospodarki przez kapitał zagraniczny i tym samym sprowadzanie Polaków z poziomu właścicieli przedsiębiorstw handlowych do poziomu jedynie nisko-płatnych pracowników.

Ale nie tylko handel jest przykładem kolonizacji polskiej gospodarki. Ta kolonizacja dotyczy zwłaszcza całej polityki prywatyzacyjnej. Odrzucenie reprywatyzacji na początku obecnej niepodległości oznaczało, że Polacy nie odzyskają zrabowanych przez komunistów majątków i tym samym nie powstanie polska własność w oparciu o odzyskane majątki. Nie powstała własność, która mogłaby być znaczącym elementem w budowie rodzimej warstwy przedsiębiorców, a ta warstwa mogłaby też być znaczącym konkurentem w procesie prywatyzacji państwowego majątku, który mógłby trafić, przynajmniej w znaczącym zakresie, w polskie ręce. Tak się jednak nie stało i zagraniczny kapitał w przejmowaniu, najczęściej za bezcen, polskiego majątku nie miał praktycznie żadnej polskiej konkurencji. Także znaczna część majątku sprywatyzowana w tzw. nomenklaturowej prywatyzacji trafiła szybko w ręce zagranicznych inwestorów.

W rezultacie nie tylko handel, ale także bankowość, o której dziś już oficjalnie się mówi, że w tak wielkim stopniu przejęta przez kapitał zagraniczny staje się barierą rozwoju polskiej gospodarki, została zdominowana przez kapitał zagraniczny. Także w wyniku rabunkowej prywatyzacji, przeważająca część polskiego majątku narodowego stała się własnością kapitału obcego. W wielu wypadkach, jak w przypadku przejęcia zakładów przez niemieckiego Simensa, prywatyzacja prowadziła do wygaszania produkcji w Polsce i przejmowania tylko udziału w rynku, także rynku międzynarodowym. Wiele koncernów zagranicznych po sprywatyzowaniu przedsiębiorstw likwidowało ośrodki badawczo rozwojowe, obniżając w ten sposób poziom polskich badań naukowych w zakresie produkcji gospodarczej. Uderzenie zagranicznego kapitału w odradzająca się polską przedsiębiorczość nie ograniczyło się tylko do handlu, bankowości, czy przejmowania prywatyzowanych zakładów. Dziś jest ona wypychana także z wielu innych dziedzin w których polski kapitał mógłby się szybko rozwinąć gdyby nie ta nierównoprawna konkurencja. Mamy także ekspansje tego kapitału w różnego rodzaju usługach i wypychanie z nich polskiej przedsiębiorczości.

W rezultacie tej bezmyślnej polityki ze strony polskich władz mamy dziś do czynienia z gospodarką typowo peryferyjną, opartą na produkcji przedsiębiorstw zagranicznych o niskim poziomie płac i transferze zysków poza granice naszego kraju, o często niższym potencjale innowacyjności i nowoczesności produktów, niż w kraju pochodzenia tych firm oraz o strukturalnym deficycie handlowym. W pierwszej setce największych przedsiębiorstw tylko 17 należy do kapitału polskiego, a w pierwszej pięćsetce największych przedsiębiorstw około 270 jest w rękach polskich i ta liczba wcale nie wykazuje tendencji wzrostowej. Co prawda kilka z największych firm jest w rękach polskich, ale to te, których dominującym udziałowcem jest państwo, natomiast najbardziej dochodowe i nowoczesne przedsiębiorstwa produkcyjne i z zakresu usług finansowych są w rękach kapitału zagranicznego. Najbardziej niepokojące jest jednak to, że segmenty życia gospodarczego będące nerwem i krwioobiegiem gospodarki, jak bankowość, handel, czy media kształtujące świadomość narodową, są w rękach obcego kapitału.

Gospodarka w rękach kapitału obcego zawsze będzie gospodarką o znacząco niższym poziomie innowacyjności i o strukturalnych barierach uniemożliwiających jej przekształcenie w nowoczesną gospodarkę opartą na najnowszych technologiach, gospodarką zdolną do konkurencji z najbardziej rozwojowymi gospodarkami świata. Będzie to gospodarka strukturalnie peryferyjna, podporządkowana zewnętrznym centrom, w której polskie społeczeństwo będzie przedmiotem ekonomicznej eksploatacji. Oparcie rozwoju gospodarczego w oparciu o dominacje kapitału zewnętrznego oznacza, że rezygnujemy z programu własnej, nie tylko ekonomicznej, podmiotowości i skazujemy się na funkcje podrzędne w międzynarodowym podziale gospodarczym i politycznym. To koncepcja rozwoju skazująca naszą gospodarkę i nasze państwo na trwałą podrzędność i peryferyjność. Ale nie tylko pracownicy nie korzystają ze wzrostu gospodarczego napędzanego przez kapitał zagraniczny, także państwo praktycznie nie korzysta z wpływów podatkowych. Dzieje się tak, gdyż struktura podatku dochodowego powoduje dużą łatwość w unikaniu jego płacenia przez zagraniczne firmy. Są dziesiątki sposobów jego niepłacenia: od wewnętrznych pożyczek od firm zagranicznych należących do tego samego koncernu i transferowania zysków w postaci odsetek od tych kredytów, po fakturowanie za logo firmy. Odsetki bowiem obniżają podatek dochodowy przed opodatkowaniem i po za dywidenda, jest inna formą transferu zysku. Polska została sprowadzona jedynie do terytorium, z którego się tylko korzysta, a nie świadczy się jakichkolwiek świadczeń podatkowych. Jest to, jak to definiuje prof. Witold Kieżun, model gospodarki kolonizacyjnej.

Polskie społeczeństwo w tej gospodarce zawsze będzie sprowadzane do stosunkowo nisko-płatnej siły roboczej, a to z kolei będzie powodowało stałą emigrację zarobkową i demograficzne wykrwawianie się naszego narodu. Takie są koszty braku ekonomicznej suwerenności, której podstawą jest zawsze własny kapitał. Dziś media ze zdumieniem odkrywają, że kapitał ma swoją narodowość. Że własność, nie tylko banków, ma zasadnicze znaczenie dla rozwoju gospodarczego. Ten fakt, który dla każdego nieuprzedzonego obserwatora był zawsze oczywisty, tylko kompromituje opiniotwórcze i rządzące polską gospodarką środowiska ukazując ich zupełne oderwanie od rzeczywistości oraz zupełną bezmyślność i także, co nie ulega wątpliwości, sprzedajność, której rezultatem była zgoda na ekonomiczną kolonizacje polskiej gospodarki.

Trzeba jasno stwierdzić, że motorem rozwoju gospodarczego jest przede wszystkim rodzima warstwa przedsiębiorców i jej rozwój musi być podstawowym celem gospodarki polskiego państwa. To rodzima warstwa przedsiębiorców jest gwarantem zarówno rozwoju gospodarczego, wzrostu innowacyjności gospodarki, wzrostu dobrobytu własnego społeczeństwa, jak też i suwerenności gospodarczej. To stworzenie warunków do szybkiego wzrostu rodzimej przedsiębiorczości i możliwej w obecnych warunkach jej ochrony i promocji musi być celem podstawowym strategii rozwoju gospodarczego.

Oznacza to całkowite przemodelowanie strategii rozwoju kraju. Przemodelowanie polityki gospodarczej w warunkach przynależności do Unii Europejskiej jest znacznie trudniejsze, niż było to w latach 90-tych, gdy w wymiarze polityki gospodarczej byliśmy znacznie bardziej samodzielni niż jesteśmy dziś, bowiem zasadniczym celem unijnej polityki gospodarczej jest utrzymanie dominacji obecnych ekonomicznych i politycznych hegemonów Unii, przede wszystkim Niemiec i Francji. To w celu utrzymania ich dominacji ekonomicznej w ramach Unii i po za nią, prowadzi się politykę klimatyczną, która ma zmusić państwa rozwijające się, takie jak Chiny czy Indie, do spowolnienia swojego rozwoju poprzez wprowadzenie restrykcji klimatycznych. Już dziś wiadomo, że ta polityka w stosunku do państw azjatyckich poniosła zupełna porażkę, natomiast odnosi sukcesy w ramach samej Unii poprzez narzucenie polityki ograniczającej emisje CO2, co uderza przede wszystkim w dynamikę rozwoju gospodarczego nowych państw członkowskich Unii. Ta polityka ma na celu nie tylko pogorszenie konkurencyjności gospodarek postkomunistycznych w ramach Unii, ale także wymuszenia na tych gospodarkach zakupu kosztownych instalacji wychwytujących CO2 i inwestycji w alternatywną „czystą” energię. Tak się składa, ze głównym producentem tych technologii są Niemcy, a energetyki jądrowej Francja, co znaczy, że dostosowanie do unijnych standardów energetycznych nie tylko osłabi dynamikę rozwojową, poprzez wzrost cen energii w krajach postkomunistycznych, ale jednocześnie zapewni przedsiębiorstwom niemieckim i francuskim lukratywne i długoletnie kontrakty na dostarczanie urządzeń do produkcji „czystej” energii. Zgoda na pakiet klimatyczno-energetyczny w grudniu 2008 roku była zgodą na spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego w Polsce. Ale nie tylko polityka energetyczna Unii jest ukierunkowana na utrzymanie wewnątrz unijnej dominacji niektórych państw. Właściwie cała polityka ekonomiczna, ustanawiając standardy produkcyjne i ekonomiczne, jest pod płaszczykiem ochrony klimatu czy innowacyjności, nastawiona na utrzymanie dominacji obecnych hegemonów Unii.

W tej sytuacji możliwości polskiego państwa prowadzenia suwerennej polityki ekonomicznej są bardzo ograniczone, ale to nie znaczy, że tych możliwości nie ma. Dlatego polityka ta powinna być kombinacją zarówno polityki rządowej, jak i postaw społecznych, zwłaszcza w tych dziedzinach, w których, ze względu na uwarunkowania zewnętrzne, nie tylko unijne, polityka państwa ma ograniczone możliwości. Przede wszystkim trzeba skończyć z kelnerską polityka wobec Unii i jej hegemonów, czego symbolem jest pakiet klimatyczno-energetyczny. Potrzebna jest polityka jasno definiująca polskie interesy gospodarcze w ramach Unii i zdecydowanie ich broniąca. Nie ma powodu, abyśmy własne interesy gospodarcze poświęcali dla pięknych oczu kanclerz Merkel, z czym mamy do czynienia w ostatnich latach. Natomiast zasadniczy cel polityki państwowej powinien dotyczyć umocnienia możliwości rozwoju polskiej przedsiębiorczości. To podstawowy cel polityki unarodowienia państwa w zakresie polityki gospodarczej. Z pewnością polityka odbiurokratyzowania gospodarki będzie służyć wszystkim podmiotom gospodarczym. Ale zastąpienie podatku dochodowego podatkiem obrotowym doprowadziłoby do faktycznego zrównania możliwości rozwojowych polskich i zagranicznych przedsiębiorstw w naszym kraju. Przedsiębiorstwa zagraniczne, a zwłaszcza wielkie sieci handlowe, banki i przedsiębiorstwa produkcyjne, stałyby się wreszcie faktycznymi płatnikami polskiego budżetu i w swoich obowiązkach byłby zrównane z obowiązkami przedsiębiorstw znajdujących się w rękach polskiego kapitału. Zmiana modelu podatkowego to wstępny, ale konieczny warunek zrównania obowiązków wobec państwa, zagranicznych przedsiębiorstw z dotychczasowymi obowiązkami polskich przedsiębiorstw.

Także zupełnie niewykorzystana możliwością rozwoju polskich przedsiębiorstw jest polityka inwestycyjna państwa. Hiszpania, dzięki dotacjom unijnym, potrafiła zbudować własny przemysł budowy dróg, a w Polsce ten sam program doprowadził polskie przedsiębiorstwa do bankructwa. Państwo jest potężnym inwestorem, który przy pomocy ustanawiania reguł przetargów może, podobnie jak to ma miejsce w innych państwach, wspierać szanse wygrania przetargów przez firmy rodzime. Zachowanie pozostałych jeszcze w rękach skarbu państwa wielkich przedsiębiorstw takich jak Orlen, PGNIG czy inne, jest ostatnią szansą prowadzenia własnej polityki przemysłowej, unowocześniania i inwestowania w najnowsze technologie. To samo dotyczy banków i rachunków bankowych. Jest skandalem, ze wiele agencji rządowych czy firm państwowych, ma swoje rachunki w bankach będących własnością kapitału zagranicznego, czy ubezpiecza się u zagranicznych ubezpieczycieli. Podobnie jest z polityką wobec handlu. Dziś duży handel jest zdominowany przez kapitał zagraniczny agresywnie niszczący polskie kupiectwo. Oprócz opodatkowania podatkiem od przychodów sieci handlowych, istnieje także pilna potrzeba wprowadzenia zakazu handlu w niedziele, co proponował już w latach 90-tych ZCHN, co osłabiłoby w znaczącym stopniu wypychanie polskich kupców z rodzimego rynku. Także zakaz sprzedaży w sieciach handlowych produktów pod własną marką, jako nieuczciwa konkurencja niszcząca i ograniczająca rozwój marek polskich firm powinno być jak najszybciej wprowadzone. Także, wzorem wielu krajów zachodnich, sklepy wielkopowierzchniowe powinny być wyprowadzone z centrów miast, przyczyniłoby się do ochrony polskiego kupiectwa.

Tego typu rozwiązania prawne nie wymagają żadnych kosztownych nakładów. Wymagają jedynie patriotyzmu wśród urzędników i kadry zarządzającej majątkiem narodowym. Patriotyzmu, który gdyby był oficjalną polityką państwa, stałby się istotną dźwignią rozwoju gospodarczego, a zwłaszcza dźwignią rozwoju rodzimych firm. Ów patriotyzm gospodarczy, jako oficjalnie propagowana postawa społeczna, stałby się czynnikiem mobilizującym do zmiany postaw społecznych i nakierowanie ich na wspieranie rozwoju rodzimych firm i wsparcie dla polityki dekolonizacji gospodarczej naszego kraju. Trwała, a nie tylko kampanijna, polityka państwa jest potężnym czynnikiem mobilizacyjnym opinię publiczną. W latach 90-tych w ramach ZCHNu prowadziliśmy akcje plakatowe pt. „Kupuj polskie towary” i „Kupuj polskie towary w polskich sklepach” oraz prowadziliśmy działalność publicystyczną propagującą patriotyzm gospodarczy. Były to akcje społeczne, bo wówczas partie polityczne nie były finansowane z budżetu państwa i nie miały możliwości, zwłaszcza takie partie jak ZCHN, prowadzenia kosztownych akcji. Niestety oddźwięk społeczny tych akcji był wówczas minimalny. Kryzys patriotyzmu odziedziczony po komunizmie i kompleks wobec Zachodu blokował wszelką społeczną obronę polskiej gospodarki. Ale dziś w dorosłe życie weszło pokolenie, na którym nie ciążą fobie i kompleksy komunistycznej demoralizacji. Wydaje się, że obecnie działania społeczne na rzecz odrodzenia patriotyzmu, jako podstawy działania polskiego państwa, mają znacznie większe szanse powodzenia niż polityka państwa, które ma w wielu dziedzinach ograniczone możliwości działania. To patriotyzm konsumencki może doprowadzić w wielu sektorach do faktycznej dekolonizacji tych sektorów. Dobrym przykładem są małe browary, które powstają z inicjatywy lokalnych przedsiębiorców lub firm rodzinnych, będące zalążkiem realnej alternatywy dla tych największych, które należą do koncernów zagranicznych. Przerzucenie się Polaków na picie piwa z małych polskich browarów byłoby z pewnością silnym impulsem do rozwoju tych firm i ułatwiłoby im przejmowanie polskiego rynku w tym sektorze. Także na rynku przetworów mlecznych mamy zagraniczne koncerny i konkurujące z nimi rodzime przedsiębiorstwa. Kupowanie produktów polskich firm nie musi oznaczać automatycznego bankructwa firm zagranicznych działających w Polsce, które przecież mogą eksportować swoje produkty za granicę naszego kraju. Podobnie jest z przedsiębiorstwami produkującymi wodę. Poza Cisowianką, najbardziej znane wody są w rękach kapitału zagranicznego. I tak jest prawie w każdym sektorze gospodarczym. Prawie w każdym z nich można znaleźć polską konkurencje zarówno dla zagranicznego importu, jak i dla zagranicznych firm w Polsce. Wypieranie przedsiębiorstw zagranicznych z rynku, który może być zagospodarowany przez firmy polskie jest działaniem, które tylko umocni polską gospodarkę, bowiem zapobiega transferom zysku poza granice kraju. Jest też działaniem, które przy mobilizacji opinii publicznej, można skutecznie przeprowadzić. Wylansowanie mody na produkty polskie, to jest produkty produkowane przez przedsiębiorstwa znajdujące się w rękach kapitału polskiego, a nie tylko produkujące w Polsce, może być zasadniczym czynnikiem dekolonizacji gospodarczej i budowy siły ekonomicznej polskich przedsiębiorców.

Jednak rzeczywista dekolonizacja gospodarcza Polski nie dokona się dopóty, dopóki handel będzie zdominowany przez kapitał zagraniczny. To handel jest zasadniczym krwiobiegiem każdej gospodarki i odbudowa polskiej przedsiębiorczości zawsze będzie kulawa, jeśli nie znajdzie się w przeważającej części w rękach kapitału polskiego. Dziś mamy do czynienia nie tylko z dominacja handlu zagranicznego, ale z jego bardzo agresywną ekspansją i wypieraniem polskiego kupiectwa, nawet z małych miast i dużych wsi. Handel zagraniczny dysponuje bowiem zasadniczą przewagą kapitałową, zdolną nie tylko do wielkich inwestycji, ale i do takiej polityki handlowej, która dziesiątkuje polskie sklepy. Odwrócenie tej tendencji, bitwa o polski handel, to dziś zasadniczy i najważniejszy postulat nie tylko suwerenności gospodarczej, ale przede wszystkim siły polskiej gospodarki. Bez własności handlu, będziemy narodem ekonomicznie dyskryminowanym, narodem gospodarczo ułomnym, niezdolnym do przeskoczenia poziomu kraju średnio rozwiniętego. Dlatego postulat polonizacji handlu, podobnie jak banków, usług finansowych czy mediów, ma zasadnicze znaczenie dla przyszłości naszego kraju. Jest też najcięższą batalią, bowiem jej skuteczność zależy od przezwyciężenia społecznych przyzwyczajeń kupowania w zagranicznych sklepach, a siła zagranicznych sieci handlowych nie zawsze wynika z jakości towaru i jego atrakcyjnej ceny, ale tkwi w mentalności lub nawykach konsumentów. Przezwyciężenie tych nawyków jest najtrudniejszym wyzwaniem, ale jest wyzwaniem kluczowym, bowiem w znacznej części zadecyduje o przyszłości gospodarczej naszego kraju. Bitwa o polski handel jest bowiem dziś bitwą o przyszłość polskiej gospodarki, o uruchomienie procesu, który nie tylko doprowadzi do dekolonizacji polskiej gospodarki, do rozwoju rodzimej warstwy przedsiębiorców, ale do zdynamizowania jej rozwoju, przezwyciężenia jej peryferyjności i stworzenia strukturalnych warunków do rzeczywistego współzawodniczenia z najbardziej rozwiniętymi krajami świata.

Jako kraj, stoimy przed wyzwaniem przyszłości, przed wyzwaniem kim będziemy i jaką ojczyznę zostawimy naszym dzieciom, wnukom i prawnukom. Czy będzie to kraj wegetujący na marginesie wielkich sporów historii, czy też podejmie wysiłek, by coraz dobitniej zaznaczyć swój wkład w rozwój ludzkości. To wyzwanie ma wiele wymiarów, ale jednym z ważniejszych jest wymiar ekonomiczny. On bowiem w wielu dziedzinach określa nasze możliwości. Bez zaplecza ekonomicznego nie powstałoby wielkie dziedzictwo kulturowe w przeszłości. Bez materialnego bogactwa trudno o rozwój społeczny, artystyczny, intelektualny czy naukowy. Choć materialne zaplecze nie determinuje tych dziedzin, to w znacznym stopniu je określa. Bez materialnego zaplecza nie zbudujemy katedr. Nie zmienia to faktu, ze nasze życie ma charakter zarówno duchowy jak i materialny. I rozwój materialny jest naszym zadaniem i powołaniem. Nie możemy zadowalać się perspektywą wysługiwania się innym, rezygnacji z naszej podmiotowości i ambicji samodzielnego kształtowania własnej przyszłości. Akceptacja dotychczasowego modelu rozwoju, to droga na manowce nie tylko gospodarcze, ale i narodowe. Dlatego w pierwszym rzędzie musimy być kreatorami własnego życia i własnej przyszłości, a bez ekonomicznej podmiotowości jest to niemożliwe. Dlatego dziś najważniejszym wyzwaniem, obok przezwyciężenia kryzysu duchowego i demograficznego, jest dekolonizacja polskiej gospodarki i jej dynamiczny rozwój. Bez polskiej własności przedsiębiorstw nie będzie silnej Polski, a bez silnej rodzimej warstwy przedsiębiorców nie będzie rozwoju naszego kraju. Dlatego patriotyzm gospodarczy musi się stać fundamentem polityki gospodarczej naszego państwa i fundamentem naszych zachowań społecznych, ekonomicznych i konsumenckich. Od charakteru naszej odpowiedzi na dekolonizację naszej gospodarki zależy przyszłość naszego narodu. Dziś to właśnie odrodzenie patriotyzmu, także w jego ekonomicznym wymiarze, jest kluczem dla przyszłości naszego kraju.

Autor: Marian Piłka
historyk, Wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej

  1. Irena
    | ID: d1f03cd7 | #1

    Dobry artykuł.Mam wątpliwości co do pięknych oczu pani Anieli.Są to oczy szczwanego liska chytruska,które pana Donalda zauroczyły. Cóz,mężczyzna ma swoje racje i potrzeby.A tak na powaznie.Starostowie powiatowi zgadzali sie na prywatyzowanie duzych fabryk,bo otrzymywali 10% wartosci tejże fabryki.Nie interesowali sie pracownikami, bo oni swoja „działke” otrzymali. A na co te fundusze przeznaczyli.?? Na premie,na niepotrzebne etaty dla kolesiów i pociotków / oj,było ich, było /, nikt tego nie kontroluje. Musi się przyjąć hasło „Swój do swego,po swoje”.ktore w temacie artykułu dominuje. Terenowe organy powinny bronić interesu terenu,którym rządzą,, a nie dać sie kupić warszawce.Lokalni posłowie winni myslec o lokalnych potrzebach i nie dać racji warszawce.Ale nie mają odwagi,są zastraszani jak całe społeczeństwo, co na referendum w Warszawie, a takze w Nysie było widoczne.W Warszawie w miare bezpiecznie, a w Nysie o włos miasto nie zostało wysadzone w powietrze przy wybuchach w lakierni rozbieranej fabryki. Wysadzenie lakierni jest o 100 tysiecy zł tańsze od rozbiórki recznej. Kto zainkasował te 100 tysiecy złotych.,. Władza miejscowa,wszelkie słuzby drzemią.Jezeli w taki sposób działają lokalni włodarze i to w całej Polsce, …..to nie liczmy na lepsze jutro. Autorze.Zapewne bedziesz pisał w w/w temacie jeszcze długi czas.Obym się myliła.

Komentarze są zamknięte