Utracone dziedzictwo: Wspomnienia Ludwiki Giedrojtówny

Niezależna Gazeta Obywatelska

rodzice i dziadkowie Ludwiki JuszczakMiło nam Państwa poinformować, że na nasz Apel „Bądź jak Indiana Jones i odkryj utracone dziedzictwo kresów” odpowiedział m.in. pan Ludwik Juszczak, który przekazał nam wspomnienia swojej mamy Ludwiki z domu Giedrojtówna.

Ludwika Giedrojtówna urodziła się i wychowała w Łunińcu na Polesiu. Uczęszczała do miejscowego Gimnazjum im. Kr. Władysława Jagiełły. Dzień 1 września 1939 r. na zawsze utkwił w jej pamięci, będąc początkiem wspomnień zatytułowanych „Lata wojny (1939 – 1945) i ja”, które będziemy Państwu prezentować w odcinkach na łamach naszej gazety.

Proroczy sen – Prolog

 

Będąc uczennicą Szkoły Powszechnej w Łunińcu na Polesiu przed rokiem 1939 miałam dziwny, jak się późni okazało, proroczy sen. Śniłam, że uczę się geografii z rozpostartej przede mną na stole mapy Polski. Nagle zobaczyłam, jak stojący obok kałamarz przechylił się, a wydobywający się z niego atrament zaczął szybko zalewać powierzchnię tej mapy. Odruchowo odskoczyłam od stołu i wtedy nad mapą pojawił się żołnierski but podkuty gwoździami. Ten but wcisnął w powierzchnię mapy łopatę, która z jakąś siłą obróciła się i całą mapę zasypała ziemią. Same widziadło spełniło się po kilku latach.

 

1 wrzesień 1939 r.

 

Ludwika JuszczakWojna. My, dzieci i młodzież, nie bardzo zdajemy sobie z tego sprawę. Dla nas 1 września był rozpoczęciem roku szkolnego. Zbieramy się na boisku szkolnym Gimnazjum im. Kr. Wł. Jagiełły w Łunińcu. Atmosfera jest jakaś inna, nie podobna do minionych lat. Nie widać radości wśród uczniów, wszyscy spięci, zdenerwowani. Wychodzi na plac szkolny p. dyrektor Lipski. Wpatrują się w niego słyszymy słowa: „Jest wojna, rozpoczęcia nauki nie będzie ze względu na zagrożenie. Wracajcie szybko do waszych domów”.

Łączymy się w grupki, nagle dojrzalsi, jacyś wystraszeni, idziemy bez entuzjazmu i śpiewu który nam zawsze towarzyszył. Po drodze mijamy niespokojne grupki ludzi, czytamy obwieszczenia o mobilizacji, przyglądamy się transportom wojskowym odjeżdżającym na front. W jednym z nich odjechał w kierunku Lwowa mój brat Bronisław. Odbywał on czynną służbę wojskową w Korpusowe Ochrony Pogranicza w Klecku na granicy z Sowietami.

Po powrocie do domu nie zastaję ojca. Był pracownikiem PKP i dlatego, w ramach mobilizacji, został wysłany do konwojowania wojskowych eszelonów. Wrócił pieszo po dwóch tygodniach.

Najgorsze było wciąż przed nami. Te bombardowani naszego miasteczka, szczególnie węzłowej stacji kolejowej. Te ryki syren, pożary, pierwsi ranni, to przyśpieszone budowanie schronów przeciw lotniczych lub ulepszanie ich było niczym od wieści że sowieci przeszli granicę i idą na nasz kraj.

Łuniniec zajęli pod osłoną nocy. Słyszeliśmy gruchot jadących czołgów, warkot samochodów, dochodził do nas też jakiś chrzęst i jazgot. Od czasu, do czasu odzywał się pojedyncze strzały. Polacy stawiali słaby opór. Koszary wojskowe były prawie puste, żołnierze walczyli na froncie niemieckim. Nie zapalamy światła, drzemiąc w ubraniach doczekaliśmy ranka.

klasa gimnazjalna Ludwiki JuszczakMimo zakazu rodziców udało mi się wybiec na ulicę i trafić na największe skupisko „krasnoarmiejców”. Ale zaskoczenie. Na placach i ulicach czołgi, a przy ich i na nich żołnierze Armii Czerwonej.

Jacyś usmarowani, niechlujni, karabiny na sznurkach, parciane pasy i buty wysmarowane dziegciem, który wydzielał cuchnącą woń.

W niedługim czasie na ich temat krążyły różne wierszyki. Oto jeden z nich:

„Przyszła ze wschodu Armia Czerwona,

Z przodu i z tyłu ogołocona.

Kawa bez cukru, zupa bez soli.

Sam dziegciem śmierdzi aż głowa boli.”

Już w pierwszych tygodniach pobytu na naszej ziemi, sowieci organizowali mityngi. Obowiązkowo trzeba było w nich uczestniczyć. Staliśmy tak czasem na placu po kilka godzin w sąsiedztwie żołnierzy, którzy przed rozpoczęciem wiecu grali na akordeonach i śpiewali wojskowe piosenki. Przy okazji piosenką ośmieszali nasze godło, naszą Ojczyznę, rząd i wszystkich Polaków. Podczas mityngu, mówcy (sowieci) zmieniali się co kilkanaście minut. Mówili, że przybyli tu z konieczności aby wyzwolić nas z polskiego „gniotu”, że wreszcie pękła „dzierewiannaja Polsza”, że zaistniała uzasadniona potrzeba wzięcia pod opiekę przez Stalina tutejszy naród. I wziął. Już w styczniu i lutym 1940 r. – NKWD, skrót tłumaczony przez Polaków: „Nie Wiem Kiedy Wrócę do Domu” – rozpoczął swoją zbrodniczą działalność na naszej zabranej nam przemocą ziemi.

cdn.

Autor: Tomasz Greniuch, koordynator akcji: Odszukaj utracone dziedzictwo Kresów

Komentarze są zamknięte