Kącik literacki NGO: Apteka

Niezależna Gazeta Obywatelska1

skansen Opole_apteka            Wrzucony do pieca złomek drewna, już zdążył porosnąć mchem żaru. Robi się coraz cieplej, specjalnie zamknęłam drzwi. Dokładam do ognia suchy chleb. Podobno jedno i drugie jest święte, więc niech się połączą.

            Zbawienne działanie niedźwiedziej krwi, to jedna wielka bujda. Wychwalana w zapiskach moich poprzedniczek nie działa już tak skutecznie jak kiedyś. Być może niedźwiedzie już nie te. Na wszelki wypadek mam w szafce kilka fiolek. Niech tradycji stanie się zadość.

            Teraz,  ucieram w moździerzu suchą jarzębinę z odrobiną oliwy. Połączona ze spirytusem jest świetna na przeziębienie. Musi tylko postać parę tygodni bez dostępu do światła. Nie byłabym sobą, gdybym nie dodała kilku świeżych, czerwonych owocków. Taaak… w ten sposób można się wyleczyć z przeziębienia raz na zawsze.

            Jeśli odpowiednio długo będę ucierać masę w porcelanowym moździerzu, nikomu nie przyjdzie do głowy posądzać o cokolwiek zawodową zielarkę. Dwie, czy trzy czerwone jagódki to ilość nieproporcjonalna w stosunku do czterech garści zastosowanego suszu. Zginą w tłumie. I na pewno zadziałają.

            Dlaczego właściwie miałabym się spowiadać ze wszystkich swoich zawodowych tajemnic? Ja po prostu pracuję wykorzystując całą przekazaną mi wiedzę.

            Widzę przez okno – idzie kowal, skaleczył się w rękę. Na pewno przyda mu się nalewka z lilii Świętego Jana, na trudno gojące się rany. Zaraz dostanie uszlachetniony preparat w zielonej butelce. Te z małej szafki na leki, w brązowych pojemniczkach wymagają jeszcze podrasowania.

            Przechodzę do części oficjalnej mojej apteki. Z uśmiechem przekazuję kowalowi lekarstwo. Jestem aniołem miłosierdzia, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. A zaplecze niech nikogo nie obchodzi. Kiwam głową ze zrozumieniem, życzę oczywiście szybkiego powrotu do pełnej sprawności. Przesyłam kowalowi mój najpiękniejszy uśmiech. Widzimy się przecież po raz ostatni.

            Na zapleczu w wielkim gąsiorze bulgocze porzeczkowe wino. Dokładam do ognia szczapki drzew owocowych. Na tym etapie prac nad winem, mogę go jeszcze trochę utoczyć. Młode wino – cierpkie i pieniste, jeszcze bulgocze. Będzie się rafinować przez kilka najbliższych godzin. Przed rozlaniem go do butelek na dno każdej wrzucę szczyptę suszonych białych kwiatów. Rozpuszczą się w trunku, nie pozostanie po nich najmniejszy ślad.

            Prawdziwe – dobre – porzeczkowe wino przygotowuję w domu. Robię go zwykle mało i przelewam do innych butelek. Te, których używam w aptece są specjalnie sprowadzane. Wydmuchiwane z kolorowego szkła. Ponadto – miski, czarki, kociołki, moździerze, wszystko na zamówienie u garncarza. Glina, kamionka, porcelana.

            Większość dnia spędzam na zapleczu. Siedzę tu, bo lubię, to praca z powołania. Przygotowuję mikstury, nalewki i maści. Wyparzam pojemniczki, zdobię je, złocę farbą do malowania na szkle. Każdy opatrzam znakiem firmowym apteki – kwiatem zupełnie niegroźnego rumianku. Nie używam węża Eskulapa. W niektórych buteleczkach umieszczam źdźbła traw. Gdzie indziej mieni się tłuczony bursztyn. Zawsze dokładnie wymiatam pokój z drobin bursztynu, muszli, popiołu. Wdychanie drobin bywa niezdrowe.

            Poza tym, nie wszystko tu jest trujące, albo przynajmniej nie wszystko śmiertelnie. Niektóre specyfiki podane w małych ilościach, naprawdę leczą. Taki wrotycz na przykład, albo czosnek. Komu to może zaszkodzić?

            Właściwie większość wytwarzanych przeze mnie driakwi wywołuje dobroczynny skutek. Używam wyłącznie ziół. Do bólu głowy, moczopędnych i na serce.

Prawie żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego. O klienta trzeba dbać. Czasem w szczególnie zimne dni, częstuję gości pieczonymi gruszkami i herbatą z sokiem malinowym. Wychodzą zadowoleni, wracają częściej i liczniej.

            Znowu zamykam drzwi, inaczej jest tu nieznośnie zimno. Mielę ziarenka kawy w ręcznym, zabytkowym młynku. Trochę zaparzę po turecku z cynamonem, w specjalnym kociołku, resztę wymieszam z jogurtem i tłuszczem – zrobię krem na rozstępy. Kobiety go uwielbiają, zwłaszcza młode mamy.

            Moja apteka to dosyć przestronny, przytulny domek, z bielonymi wapnem ścianami i mnóstwem suszących się ziół. Będzie z całą pewnością funkcjonować dalej. Dopóki sama zbieram kwiaty i zioła, a od zaprzyjaźnionego gospodarza dostaję świeże, niewymłócone zboże. Robię z niego chleb Świętej Klaudyny. Nie zamknę interesu, póki nie przestudiuję wszystkich paramedycznych ksiąg. Póki nie dopracuję nowej receptury maści do latania, do której wciąż jeszcze brakuje mi kilku istotnych składników. A sherksen w dzisiejszych czasach stał się zupełnie nieosiągalny.

Maria

  1. Irena
    | ID: 73a35a0c | #1

    Wszelkie mikstruty są bardzo skuteczne. Na nic słodkie cywilizacyjne anty-biotyczki, które rujnują wątrobę,żołądek,nerki. Wróćmy do ziół. Treść artykułu jak najszczerzej : najlepsza najprawdziwsza,najskuteczniejsza.

Komentarze są zamknięte