Czy istnieje konflikt śląsko-polski?

Niezależna Gazeta Obywatelska7

1. Perspektywa na rok 1998

Gdy rzucimy strumień światła na dwa sąsiadujące ze sobą domy, w których mieszka dwóch różnych ludzi: zdeklarowany niemiecki Ślązak i Polak zza Bugu, to zauważymy, że na co dzień żyją z sobą zgodnie. Czasami nawet wspierają się, żartują. Z zadowoleniem słuchają polskich i niemieckich zespołów muzycznych i dobrze się przy tym bawią. Ale wystarczy, że jeden z nich nieopatrznie dotknie strony politycznej, czy nawet kulturowej, momentalnie pojawiają się takie tony, których żaden z nich nie jest w stanie zaakceptować.

W muzyce fałsz jest czymś drażniącym, ale niewłaściwe brzmienie można zawsze dostroić lub wyłączyć. Natomiast tonacja wypowiadanych zdań jest przypisana do człowieka i kultury, która go uformowała. Tu szybka korekta jest niemożliwa. Pojawienie się rozdźwięku między dwoma panami oznacza koniec przyjemności słuchania. W jednej chwili stają się sobie zupełni obcy. Pozostaje więc dialog, jako środek zaradczy. Muszą go jednak chcieć obydwie strony. Przekładając to na język praktyczny: siła przyciągania sąsiedzkiego musi być silniejsza od odpychającej siły poglądów obu panów.

Jeżeli wejdziemy głębiej

to zauważymy, że różnice kulturowe poważnie wzmacnia argument finansowy, zwłaszcza zewnętrzny. Naturalne ciążenie niemieckiego Ślązaka ku Niemcom (w końcu 200 lat kształtował go pruski porządek) jest tym większe, im więcej ważą niemieckie obietnice. I tu Ślązak, jak się okazuje, nie jest taki praktyczny, ponieważ niemieckie obietnice są zawsze większe niż rzeczywiste korzyści. Korzyści jednak odnosi. I tu dochodzimy do sedna: jeżeli Polak powie coś, co nie spodoba się niemieckiemu Ślązakowi, to uzna on tę wypowiedź za zagrożenie swoich interesów. Ale trzeba zauważyć, że w takiej sytuacji niemiecki Ślązak nie broni Niemiec, lecz źródła swojego utrzymania, bo poprzez wypowiedź sąsiada dostrzegł Polskę jako tę, która chce mu coś zabrać. Ślązakowi mieszkającemu od pokoleń na pograniczu bliższy jest bowiem dom, niż ojczyzna, których w swojej historii miał kilka i każda według niego była mu obca. Jedynym pozostawał Śląsk. Natomiast gdy niemiecki Ślązak powie coś, co zabrzmi fałszywie lub podejrzanie w uszach Polaka, to również nie będzie ważny sąsiad i jego opcja, lecz Niemcy, które stoją za nim. Znaczenia wówczas nabiera argument: on nie czuje się Polakiem i w obronie swoich interesów gotowy jest wyrządzić mnie i Polsce krzywdę.

Dwóch żyjących dotąd panów stoją więc na zupełnie odmiennych stanowiskach. Ich pozycje można zinterpretować następująco: Polak podejrzewa niemieckiego Ślązaka, że chce mieszkać w Niemczech nie zmieniając miejsca zamieszkania, a Polak tego bardzo nie chce. Dzieli ich więc strach o tym samym natężeniu, lecz o odwrotnym kierunku działania. Nieporozumienie jednak polega na tym, że tak naprawdę ani Polak nie chce zabrać niemieckiemu Ślązakowi źródła utrzymania, ani niemiecki Ślązak, mieszkający w Polsce (bo w Niemczech jest inaczej) nie tak bardzo już chce mieszkać w Niemczech. Gdyby to powiedzieli szczerze i uwierzyli we własne słowa, a potem byli konsekwentni, mieliby przednią zabawę i mogliby nawet zostać dozgonnymi przyjaciółmi. Mogliby bez przeszkód spotkać się i bez przeszkód wspólnie zaśpiewać. Ale nad blokadą takiego porozumienia czuwają obce pieniądze.

Chociaż Polaka i niemieckiego Ślązaka dzieli tak cienka błona, nie wierzą sobie. Tolerują siebie, bo jeszcze wszystkiego sobie nie powiedzieli. A tolerancja, jak wszędzie ma swoje granice. Jest jednak szansa: gdy podczas pierwszej rozmowy jeden z nich szybko zorientuje się, że wszedł na zaminowany teren i natychmiast wycofa się, to dobrosąsiedzka zgoda zostanie pozornie uratowana. Prawdopodobnie dalej będą sobie mówić dzień dobry omijając skrzętnie drażliwe obszary. Dalej będą budować atmosferę sąsiedzką, lecz już na dystans, bo ze świadomością inności. I tu najważniejszym negocjatorem jest czas.

Jeżeli owa wzajemna inność w przeciągu długiego czasu (jedno, dwa pokolenia) zostanie właściwie zinterpretowana przez obu sąsiadów i nie będzie dla nich stanowiła zagrożenia (tu muszą wystąpić jednoznaczne dowody) oraz uwierzą sobie, to wówczas zacznie rodzić się bogactwo kulturowe: większość poczuje się bezpieczna i dowartościowana, zmaleje dystans i obydwie kultury zaczynają normalnie funkcjonować – zaczną być twórcze i płodne.

Gdy natomiast na obszar

w którym istnieją dwie kultury, wejdzie trzecia, która na ich antagonizowaniu zechce zbijać pieniądze, to automatycznie tworzące się tam stosunki społeczne, a zwłaszcza polityczne, przybiorą sztuczny charakter. Co gorsza, jeżeli na takim sztucznym podłożu zaczynie się tworzyć wzajemne stosunki lub nową kulturę, np. poprzez zapis w traktacie polsko-niemieckim, że mniejszość niemiecka jest pomostem pomiędzy Polską a Niemcami (wiadomo, że nim nigdy nie będzie, bo nie istnieją ku temu warunki), to siłą faktu musi zostać odnowiony konflikt, który nałoży się na wszystkie poprzednie warstwy czasowe i stanie się nie do przezwyciężenia.

Nieważne, że niemiecki Ślązak nie rozumie, bo nie wyczuwa że uczestniczy w nieczystej grze, w której przypisano mu rolę pośrednika. Nie jest istotne, że do końca nie godzi się na nią, ważne, że w niej uczestniczy. Natura bowiem nie zna przypadku dwóch matek czy dwóch ojców, nie zna przypadków dwóch, czy trzech serc. Ślązak w takiej sytuacji na dłuższą metę nie będzie traktowany poważnie przez nikogo, a zwłaszcza już przez autora zawiązanej intrygi. Prędzej czy później musi paść jej ofiarą, bo brał pieniądze z cudzą sprawę, bo był rzecznikiem nie swoich interesów. Gdy przestanie być potrzeby, potraktowany zostanie jak renegat, bo mocodawca nie będzie miał pewności, że dla kolejnej korzyści nie odwróci się przeciwko niemu. U Polaka niemiecki Ślązak też nie znajdzie zrozumienia, bo już raz go zawiódł.

Będąc ostatnio w Opolu usłyszałem taką wypowiedź Ślązaka z Katowickiego: gdybym miał własnemu synowi cokolwiek życzyć, zalecałbym gorąco, aby zamieszkał poza pograniczem… To znaczy, że tamtejsi Ślązacy docenili dolegliwość tradycyjnego położenia Śląska, który po raz pierwszy w swojej historii znalazł się poza pograniczem.

Rzecz jednak w tym

że Ślązak jest taką Polską zachodnią w pigułce. Oczywiście oburzy się na takie porównanie, bo użyte jest słowo „Polska”. Ale gdy spojrzymy na losy Polski, to jej klęski niejednokrotnie zaczynały się na Śląsku; tak samo za czasów austriackich, jak i pruskich. Ślązacy mieszkając w Austrii i Prusach płacili polskie rachunki.). Ale chcąc opisać prawdziwą polską tragedię, należałoby opracować temat, który, jak dotychczas jest białą plamą – historię brania. Dziś prawdopodobnie przeżywamy jej apogeum.

Konflikt śląsko-polski

istnieje. Pisał już o nim Jan Długosz w XV w. (cytat zamieściłem w jednym z wcześniejszych artykułów), tylko Polacy o nim nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć. Jeżeli Kazimierz Kutz mówi o kompleksie „odwróconych pleców”, to znaczy, ze problem po stronie śląskiej istnieje. Natomiast, ci którzy o nim wiedzą, skrywają go głęboko, ponieważ obawiają się stworzenia trzeciej siły w polsko-niemieckim konflikcie cywilizacyjnym.

Polacy muszą się pojednać ze Ślązakami niemieckimi i obojętnymi narodowo, oraz docenić wreszcie wkład polskich Ślązaków po to by stworzyć dwubiegunowy obraz stosunków niemiecko-polskich i wyeliminować niezdrową sytuację. Wymaga tego chrześcijańska, polska i zwyczajnie ludzka przyzwoitość. Dla kogoś, kto się boi pojednania polsko-śląskiego jest jeden zasadniczy argument: już od czasu plebiscytu wiadomo, że bez oddania polskiej tożsamości Ślązakom, Śląska nie będzie w granicach Polski, lub, co jest bardziej prawdopodobne – jego bogactwo nie będzie służyć ani Polakom, ani Ślązakom. Trzeba to pojednanie doprowadzić do końca. Trzeba tego dokonać, aby ci dwaj sąsiedzi, na których został rzucony strumień światła: zdeklarowany niemiecki Ślązak i Polak zza Bugu, mogli sobie uwierzyć. Oczywiście proces ten nie nastąpi automatycznie, ale wyczyści atmosferę polityczną. Ślązacy mieszkający w Katowicach mają zupełnie inne do niej podejście niż na Opolszczyźnie.

Artykuł wydrukowany w „Naszym Dzienniku” z 07.12.1998 r.

2. Perspektywa na rok 2012

PS. Od 1998 r. na Śląsku zaszły ogromne zmiany. Powstał RAŚ i jego odnogi a centrum „niezgody” przeniosła się na obszar katowicki. Wcześniejsza sztuczna mniejszość niemiecka została zastąpiona przez bardziej naturalny RAŚ. Zmieniły się środki, istota konfliktu natomiast pozostała podobna. Polaków śląskich polska administracja, jak nie dostrzegała, tak nie dostrzega nadal. To fatalny błąd (pisałem o tym wielokrotnie), ale trzeba przyznać, że ich działalność poważnie osłabła.

Obydwaj sąsiedzi spotykają się nadal, ale margines tolerancji między nimi zmniejszył się dość poważnie, nie dlatego, że jeden z nich stał się nacjonalistą, lecz dlatego, że obszar wzajemnej niepewności między nimi się powiększył. Niemiecki Ślązak za każde niepowodzenie, jakie spotkało jego lub Śląsk, zaczyna obwiniać takiego, jak ten zza płotu. Ten zza płotu z kolei nie poczuwa się do winy i czeka w niepewności, co jeszcze wymyśli ten przyszywany Niemiec? Warto zauważyć, jak niewiele w stosunkach obu sąsiadów przez blisko 70 lat się zmieniło. Okazuje się, że można mieszkać w danym kraju i nic o nim nie wiedzieć.

Sytuacja nadal nie jest normalna, nie tyle ze względu na brak szczerości między sąsiadami, ale ze względu na punkt odniesienia. Niemcy nadal stoją pomiędzy Polakami a Ślązakami. I tak będzie dotąd, dopóki Ślązacy nie zrozumieją, że ich miejsce jest w Polsce – nie na zasadzie mniejszości, czy narodowości, lecz pełnoprawności i równości. Nikt im nie broni być Ślązakami. Wszelkie kompleksy są dziś już nieuzasadnione. Ale ogólnie, sytuacja ma wymiar paradoksalny, bo tak samo Polacy, jak i Niemcy wiedzą, że na Śląsku chodzi o garnek i zaakcentowanie odrębności. Gdyby Śląsk był w Niemczech mielibyśmy do czynienia z akcentami propolskimi i antyniemiecką grą. Skutki takiej postawy zawsze są tragiczne dla strony „obrotowej”. Wiedzieli o tym świadomi Polacy śląscy, którzy od połowy XIX w. rozpoczęli drogę powrotną do Polski. Wiedział też wspomniany ojciec, który życzył synowi, aby zamieszkał poza pograniczem kulturowym. Ślązacy – wszyscy, bez względu na opcję polityczną, mogą to właśnie zmienić. Swoją przyszłość mają więc we własnym ręku.

Polska jest taką, jaką stworzymy ją wszyscy razem. To „nowi” Ślązacy powinni dostrzec swoją rolę, wrócić do tradycji Korfantego i wyjść ze swojego regionalizmu. Ten regionalizm wdziera się również do sposobu myślenia Polaków z pozostałej części Polski. Obydwie strony zapominają o tym, jak zapisał się podział dzielnicowy za Piastów oraz o tym, że w obecnym położeniu geopolitycznym rola Śląska w Polsce wzrosła. Wróciły bowiem akcenty piastowskie, a to oznacza, że trzeba naprawić to, co zepsuli swojego czasu Piastowie. Każda inna droga prowadzi do klęski. Korfanty był człowiekiem wielkim, ale w położeniu II RP nie mógł przejąć władzy w Polsce, bo tamta była w połowie jeszcze jagiellońska, a więc dziełem Polaków i Litwinów. Losy Polski w obecnym położeniu zadecydują się na ziemiach zachodnich i północnych. Zadecydują się na Śląsku, w Wielkopolsce i Pomorzu. Od wyznaczonej roli nie można uciekać.

Zgoda, po raz pierwszy Ślązacy w swojej historii znaleźli się u siebie w mniejszości, ale warto zauważyć, że w takiej samej mniejszości znaleźliby się i w Niemczech. Czym skończyłaby się ta mniejszość, to już każdy doskonale zdaje sobie sprawę. Państwo polskie dziś jest dolegliwe, ale każdy inny układ dla Ślązaków perspektywicznie jest gorszy. Tę dolegliwość trzeba zmienić, państwo ma być bowiem dla wszystkich obywateli, a nie odwrotnie. Przepraszam, perspektywa garnka jest perspektywą pełnego brzucha, która rozwiązuje tylko jeden problem – sytości, generuje natomiast wiele innych i bardziej dolegliwych. (I raz jeszcze podkreślam, że rachunek taki nie jest wyrazem polskiego nacjonalizmu, lecz wynika z geopolitycznego położenia Śląska).

Ale w Katowickim sprawa skomplikowała się jeszcze bardziej. Powstał tam nowy trend, który w swojej nienaturalnej konsekwencji poszedł jeszcze dalej. Zauważa się, że przyjezdni stali się Ślązakami nie w sposób naturalny, lecz na zasadzie neofity – w pierwszym lub drugim pokoleniu. Identyfikacja ze Śląskiem nie jest naganna, lecz naganna jest identyfikacja idąca w kierunku antypolskim. Neofici nie zdają sobie sprawy, że: 1. Sami wysadzają się z siodła, 2. Ślązacy ich nie zaakceptują jako Ślązaków, tak samo, jak nie zaakceptują Niemcy Ślązaka w Niemczech jako Niemca.

Sytuacja jest tylko pozornie śmieszna, bo przedstawiciele „nowego trendu” nie zdają sobie sprawy, że konsekwencję takich wyborów Ślązacy przerabiali na sobie w Niemczech – tam dowiadywali się, że są Polakami, i przyjęli to bez możliwości wyboru. Katowiccy nuworysze, mając nadzieję na większe dochody lub pieniądze, wchodzą na tę samą drogę, która Ślązaków prowadziła do klęski. Jedynym ich zwycięstwem były trzy powstania śląskie i akces do Polski. To dzięki trzem powstaniom Ślązacy dziś mogą pozostać Ślązakami. Nuworysze nie zdają sobie sprawy, że nie o bogactwa naturalne tu chodzi, lecz o tożsamość. Uzupełniają więc ubytek tych, którzy porzucili Śląsk dla lepszego bytu, wnosząc jednocześnie z sobą zupełną obojętność wobec niego – dokładnie taką, jaką chcą Niemcy. Trend ten w mniejszym stopniu zauważalny jest na Opolszczyźnie.

Czy można odwrócić ten trend? Trudne to zadanie, bo czas przestał już być negocjatorem. Nie ma już wzajemnej rozmowy, przekonywania się, jest głosowanie. Kontakt został też zerwany. Kazimierz Kutz (dawniej Kazimierz Kuc), odszedł już tak daleko od rzeczywistości, że jakikolwiek dialog zaczyna odpędzany być inwektywami. Warunki zaczęła stawiać polityka, która karmi się antagonizmami i z nich żyje. A polityka na Śląsku jest najbardziej złowróżbną rzeczą. Doszło do tego, że dziś potrzebna jest rozmowa swoich ze swoimi. W pojednaniu polsko-śląskim muszą wziąć udział Polacy śląscy. Muszą wytłumaczyć swoim rodakom, że komuna była równie tragiczna dla nich samych, jak i dla Polaków w całym kraju. Powinien swoją działalność reaktywować Polski Śląsk, jako zdroworozsądkowa alternatywa na tamtym terenie. Nie można szukać na siłę potwierdzenia swojej krzywdy w Polakach, czy polskich działaniach w PRL-u, a nawet III RP, bo wówczas wszyscy razem staniemy się zakładnikami i ofiarami w nie swojej sprawie. Dopiero teraz szeroki ruch w Polsce najmłodszego pokolenia pokazuje do jakiego stopnia komunizm był nam obcy. Przyznaję, dopiero teraz jaśniej to widać.

Punktem odniesienia dla nas wszystkich jest II RP, jej osiągnięcia i jej niezależność. W 1922 r. zderzyły się dwie wizje Polski. Wygrała wizja jagiellońska, nie dlatego, że była pańska, lecz dlatego, że na Wschodzie po rozpadzie Rosji pojawiła się możliwość odbudowania jej w takich granicach, które pozwalały na życie i rozwój Polski będącej między Niemcami a Rosją. Polska jagiellońska ustabilizowała sytuację w Europie Środkowej i zapewniła Europie stabilizację na kilka wieków. W tej sytuacji nie chodziło o Polskę, lecz o opanowanie sytuacji zagrożenia, która doprowadziła potem do wybuchu II wojny światowej. Ze względu na skalę dokonanych zbrodni byłoby to lepiej dla Polski, dla Niemiec i samej Rosji. A także i Śląska. Piłsudski nie chciał podbijać tworzących się państw, lecz zgrupować je na zasadzie federacji, a więc unii niepodległych państw.

Na Śląsku II RP postrzegana jest przez regionalny pryzmat Śląska i negatywną, komunistyczną propagandę. To duży błąd. Perspektywa całościowa zmienia ten obraz. Patrzenie na Polskę nie jest patrzeniem na Wschód. Polska była bastionem, który przeciwstawiał się temu wszystkiemu, co na Śląsku rozumie się pod pojęciem Wschodu. Dzisiejsze spojrzenie na Polskę międzywojenną jest nadal niestety widzeniem nie zdroworozsądkowym, lecz proletariusza, a więc kogoś, kogo już chcemy pożegnać. Główną zasługę w tym względzie ma tu PRL, jako spadkobierca zaboru rosyjskiego oraz skrajnie rozliberalizowana III RP, która stała się tworem tegoż PRL-u. Czas odstawić komunę i to, czego zdołała nas nauczyć. Ogólnie rzecz biorąc Ślązacy na Śląsku mają więc o wiele więcej do stracenia niż Polacy. Konflikt polsko-śląski nie ma najmniejszego sensu, trzeba go jak najszybciej rozładować. Uczestniczyć w tym muszą obydwie strony, ale Polacy śląscy mają tu największe zadanie.

Autor: Ryszard Surmacz

  1. kajtek
    | ID: 19996579 | #1

    Najlepiej dać pokój z „opieką” Zewnętrzną nad Śląskiem.

    Szanowni Opolanie. Jestem Mazowszaninem z Dzielnicy, która baardzo późno została przyłączona do Korony. 1526/9.r.

    Byliśmy Księstwem do czasu śmierci księcia Janusza II.

    Jesteśmy w Polsce krótko. Przez cale życie nie myślałem o odrębności . Jestem Polakiem i tyle.

    Moi Bracia z Mazowsza założyli Rodziny na Śląsku. Ożenili się ze Ślązaczkami, których dziadkowie walczyli w Powstaniach Śląskich.

    Bracia byli górnikami . Ich synowie teraz, też.
    Wszyscy mówią gwarą i językiem literackim.

    Moja żona jest Ślączką. Dziadek walczył w III Powstaniu Śląskim.

    Nasze dzieci od urodzenia były wychowywane w kulcie Śląska i Mazowsza , jako dzielnice Polski. Bez niewyróżniania. Nie ma takiej potrzeby.

    Moja córka mieszka we Włoszech. Czeka kiedy u nich będzie Orkiestra Owsiaka i pisze, że Polska przyjedzie do niej.

    Kto Kocha swoja Ojczyznę , czyni to bezwiednie od Zawsze i z serca.

    Problem jest inny. Choćby dwuznaczność Istnienia NGO…..

    Obecnie Polska jest zniewolona przez mniejszości narodowe, które doprowadziły do zniszczenia banków, zakładów . Teraz również kultury … jest prowadzona polityka ośmieszania polskości i prześladowań Suwerena Polski – Polaków.

    I tu jest niebezpieczeństwo dla Śląska, tożsame z Polską.

    Sami Ślązacy potrafią się odnaleźć w swojej tożsamości. Jedno nie przeczy drugiemu aby tylko Obcy jako trzeci nie mącił.
    A ci Obcy piszą………… nie jesteś Polakiem…………… tylko skopulowanym mieszańcem z Żydami poprzez wieki ………..

    Bez żenady i bezkarnie. Artykuł Autora trudny, dziękuje za napisanie.

  2. | ID: b34ba055 | #2

    Ciekawy artykuł.Problemy złożone.Ale od czego jest rozum? Rozwiązujmy je przykładnie.Dzięki i pozdrawiam.

  3. foxmann
    | ID: 270126f8 | #3

    Najlepiej zostawić nas [Ślązakow] w spokoju i to będzie najlepsze rozwiązanie. Wpieranie jedynej słusznej opcji propolskiej jest bez sensu i nie daje w perspektywie żadnych efektów. Pozdrawiam i wesołych świąt

  4. | ID: 90634dd5 | #4

    @ Foxmann
    Przyznaję Ci rację. Tekst ten nie jest na czas świąteczny i miał być zdjęty. Przykro moi, że tak się stało. Jestem człowiekiem dość zajętym i nie zdołałem napisać coś odpowiedniego. Tak czasami bywa. Serdecznie pozdrawiam wszystkich Ślązaków, życząc wesołych świąt. Ryszard Surmacz

  5. svatopluk
    | ID: 62ba67f4 | #5

    Kilka pytań:

    „Nikt im nie broni być Ślązakami” – może autor to wyjaśnić? Bo odnoszę wrażenie że w innej wypowiedzi przeczy on sobie.

    Czy Korfanty posiadał na Górnym Śląsku wiekszość? Czy może bardzo podzielił społeczeństwo?

    Czy powstania również cieszyły się poparciem większości mieszkańców?

  6. Kresowiak
    | ID: d18747e3 | #6

    Moi dziadkowie pochodzą również z pogranicza, z innego pogranicza.
    I tam Polacy spotkali się z inną kulturą a nawet z kilkoma. Puki nie było „trzeciej siły” stosunki sąsiedzkie układały się doskonale, niestety „trzecia siła” rozbiła to wydawałoby się doskonałe porozumienie.
    Ślązacy nie mają wyjścia muszą się zasymilować, z kim to już będzie ich wybór .

  7. svatopluk
    | ID: a5c2a242 | #7

    Polacy też muszą. Albo wschód albo zachód. Albo nic :)

Komentarze są zamknięte