Równanie w dół stało się modne i mam nadzieję, że nie jest jeszcze nakazem

Niezależna Gazeta Obywatelska

Ostatnio Prezydent Częstochowy wpadł na pomysł likwidacji Ośrodka Promocji Kultury „Gaude Mater”, który co rok organizuje słynny w całym świecie Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej „Gaude Mater”.

„Wraz z likwidacją Ośrodka, zniknie także miejsce dla Zespołu Pieśni i Tańca „Częstochowa” oraz Międzynarodowego Biennale Miniatury, Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego „Musica Sacra”, Dni Europejskiej Kultury Ludowej, Nocy

Kulturalnej, Festiwalu Kaliny Jędrusik, Koncertów Letnich w Altanie, Dni Kultury Chrześcijańskiej, Spotkań z muzyką country, operą i czarną płytą czy Kwesty na rzecz ratowania zabytkowych nagrobków” – czytamy w petycji kierowanej do władz miasta (http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=8801) . Na szczęście są ludzie, którym się jeszcze „chce chcieć”. Może takie durne i szkodliwe decyzje przyspieszą samoorganizację świadomego społeczeństwa. Jakże często pada jednak pełne rezygnacji pytanie: „a cóż my możemy zrobić?”.

Zadają je też niestety także dziennikarze. Nawet, jeśli sprawę opiszą w prasie lokalnej, to i tak nikt się tym nie przejmie i „władza” zrobi swoje. Wyuczanie bezradności? Może jednak ciągłe drążenie tematu sprawi, że w kolejnych wyborach nieudolni „bez-radni” i burmistrzowie przepadną? Może tak, jak w Bytomiu uda się odwołać prezydenta i całą radę miasta? Jednak, aby obywatele mogli skutecznie działać dla dobra wspólnego, muszą mieć rzetelne informacje.

Czym się jednak pasjonują ci, którzy zawodowo mają się zajmować szukaniem, zbieraniem i przekazywaniem informacji? Otóż dziennikarze idą na łatwiznę lub spełniają wolę swoich pracodawców. Czasem się zastanawiam, czy zdają sobie w ogóle sprawę z tego, ile szkód czynią, traktując ludzi jak zwykłych idiotów. Gorzej, że tworzą wzorce zachowań i zainteresowań. Kilka dni temu w mediach pojawił się wielki problem: „Czy Marta Kaczyńska córka śp. Prezydenta jest sexy” – ( politykier.pl, wp.pl). Towarzyszyły temu zdjęcia. Internauci byli oburzeni. Pisali wprost, co myślą o publikowaniu fotografii z plaży zgrabnej zresztą bardzo kobiety oraz rozpoczynaniu dyskusji publicznej, której powstydziłoby się towarzystwo nawet w maglu. Tam też granica złego smaku byłaby przekroczona.

No cóż, w mediach promuje się teraz studentki zaradne, czyli takie, które mają swego sponsora. Zapewne to już poziom przyszłej „inteligencji” kurtyzan. W „domach uciech” temat do roztrząsania w sam raz!

Dziwi mnie, że Cezary Łazarewicz z „Newsweeka” nie wie, za co dostał lipcową nominację do „Hieny”. To, że nie jest to wydarzenie dla niego miłe, jest zupełnie zrozumiałe. Otóż Łazarewicz został nominowany do Hieny nie za to, że pisał kim byli rodzice braci Kaczyńskich! Dla czytelników bardzo istotne są informacje, z jakiej rodziny pochodzą politycy czy osoby publiczne. Natomiast podawanie niesprawdzonych rewelacji o emocjonalnych aspektach pożycia małżeństwa jest niesmaczne. Sprawia to wrażenie pisania pod z góry założoną tezę, że u Kaczyńskich działo się niedobrze, a czytelnik ma odnieść złe wrażenie o całej rodzinie.

Szkoda, że tak doświadczony (i jak sam się chwali – nagradzany) dziennikarz jak Cezary Łazarewicz nie zajmie się np. sprawą rodzinnych powiązań w świecie mediów. To przecież pasjonujące, szczególnie, gdy ma się w takim grzebaniu w rodzinnych życiorysach wprawę. Jest bardzo istotne z jakiego gniazda pochodzą osoby, które kształtują opinię publiczną. Społeczeństwo powinno to wiedzieć. Reporter „Newsweeka” nie musi daleko szukać tematu – jego szefem w redakcji jest Tomasz Lis. Czyżby słynna rodzina dziennikarska Lisów – Kedajów nie zasługiwała na opisanie? Żona Tomasza Lisa – Hanna Lis de domo Kedaj jest córką Aleksandry i Waldemara Kedajów, znanych peerelowskich dziennikarzy, korespondentów zagranicznych, figurujących na słynnej liscie Kisiela „Moje typy”, (powszechnie znanej jako „lista kanalii” ze względu na szczególną aktywność wymienionych osób w propagandzie PRL), razem z Jerzym Urbanem. Lista została sporządzona i opublikowana przez śp. Stefana Kisielewskiego 2 grudnia 1984 r. w „Tygodniku Powszechnym”. Oczywiście, nie powinno interesować nikogo, co Kedajowie jedli na śniadanie, czy krzyczeli na siebie przy obiedzie i czy bardzo kochali córeczkę i głaskali ją po główce, czy lali pasem. Bo za taki tekst można zostać „hieną roku”.

Niegodne pióra Łazarewicza byłoby opisywanie kto jest kolejną żoną kolejnego męża swojej przyjaciółki, która z kolei…Życzę powodzenia w takim śledztwie, może ktoś w maglu przeczyta.

Redaktor Cezary Łazarewicz, rozżalony na „hienową nominację”, donosi na portalu Tomasza Lisa i Tomasza Machały oraz w pełnych jadu wywiadach:: „Póki co, próbuję ustalić kim jest pani Jadwiga Chmielowska, która podpisała się pod tą nominacją. Do tej pory wiem jedynie, że zasiadała w Radzie Nadzorczej Radia Katowice z nominacji PiS.”

Żałosne. Każdy małolat zna wyszukiwarkę google.pl, więc nic prostszego wpisać imię i nazwisko. Czyżby redaktor Newsweeka miał z tym problem? W dodatku Łazarewicz, plącze fakty, zapewne z niewiedzy i braku umiejętności szperania. Otóż prawdą jest, że byłam członkiem Rady Nadzorczej w Polskim Radiu Katowice podczas kadencji PiS, ale zgłosiło mnie Stowarzyszenie Represjonowanych w Stanie Wojennym. Czy to źle, że KRRiT zdecydowała się powołać w skład Rady Nadzorczej Polskiego Radia dziennikarza z uprawnieniami wymaganymi do zasiadania w radach nadzorczych? Profesjonalizm tamtej rady nadzorczej odczuł na własnej skórze nierzetelny Prezes Zarządu, mieniący się „pisowcem”, który został po prostu odwołany.

Kolejne wynurzenia Łazarewicza, że : „SDP zostało przejęte przez PiS i jest teraz takim młotem na czarownice, to w zasadzie taka przybudówka jednej partii. I ja teraz jestem okładany przez działaczy PiS” (http://natemat.pl/25489,lazarewicz-nominowany-do-hieny-roku-za-tekst-o-o…) – to bzdury.

Zabolało wytknięcie błędu i zagrały emocje. Za to zdanie znowu powinien dostać hienę. No cóż, red. Łazarewicz, „dziennikarz salonowy” cierpi być może na obsesję, bo wszędzie widzi PiS. Każdy o poglądach niezależnych, odmiennych od preferowanych przez niego, to dla niego wróg. A w pewnych kręgach „pisowiec” czy „moher” to wręcz obelga. Tak nakręca się spiralę nienawiści.

Zastanawiałam się, skąd tyle nienawiści tego dziennikarza do SDP? Wreszcie zrozumiałam. Otóż Cezary Łazarewicz i jego żona Ewa Winnicka-Łazarewicz, są członkami założycielami „Towarzystwa Dziennikarskiego” – stowarzyszenia grupującego ludzi o jednolitych, „jedynie słusznych” poglądach – Seweryna Blumsztajna („Pierdolę, nie rodzę”!) i Jacka Żakowskiego. „Towarzystwo” tych towarzyszy powstało, gdy nie udało się im po raz kolejny przejąć całkowicie SDP. Niektórzy członkowie „Towarzystwa Dziennikarskiego” lubią dalej działać w myśl leninowskiej zasady – „kto nie z nami – ten przeciw nam”. I gdzie tu jest odmieniana przez wszystkie przypadki przez to środowisko tolerancja?

Niezależność i rzetelność jest fundamentem pracy dziennikarza. Każdy z nas ma poglądy i prawo do ich głoszenia. Jednak nie zwalnia to dziennikarza z przestrzegania norm etycznych i rzetelnego przedstawiania zdania różnych stron. Dziennikarz piszący pod z góry postawioną tezę i na zamówienie przestaje być dziennikarzem, jest szują albo PR-owcem. Staje się rzecznikiem prasowym układu.

Zaniżanie poziomu kultury masowej, brak etyki sprawia, że społeczeństwo się degeneruje. Widać to po wpisach na blogach, widać w zachowaniu polityków. Takie działania prowadzą do emigracji wewnętrznej obywateli. Połowa Polaków nie chodzi na wybory. Naród czuje, że przestaje być suwerenem w własnym państwie. Nikt szanujący się nie chce prowadzić dyskusji w maglu. Nie ten klimat i nie to towarzystwo.

Autor: Jadwiga Chmielowska, za: sdp.pl z 3 sierpnia 2012 r.

Komentarze są zamknięte