Bartek zwycięzca

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Jest jednak jakaś sprawiedliwość na tym świecie. I często wymierza ja Los spełniając własne marzenia człowieka.

Kiedy w sejmowej komisji hazardowej pojawił się młody poseł SLD Bartosz Arłukowicz – wydawało się, że lewica ma „nową twarz”. Facet był ostry, przesłuchiwał krętaczy z Platformy, był nieustępliwy i zasadniczy.

Wydawać się mogło, że są jednak w SLD porządni politycy,  zasadniczy, dbający o dobro wspólne i pewnie zastąpią w końcu starych towarzyszy z PZPR. Więc może nie wszystko stracone, skoro nawet w SLD…

Arłukowicz – młody lekarz ze Szczecina zyskiwał autentyczną sympatię wielu  widzów, aż tu nagle, przed wyborami, kiedy okazało się, że w Szczecinie musi ustąpić miejsca szefowi partii Napieralskiemu,  nadzieja lewicy, odważny i bezkompromisowy poseł Arłukowicz  krytykujący rząd Tuska i Platformę,  dostał od tegoż Tuska jakąś – na prędce wymyśloną dla niego – posadę rządową i tę posadę przyjął. Z perspektywy ministerialnego stołka przestało mu przeszkadzać że PO jest „partią władzy”, że jest bezbarwna i unika działania. Było jasne, że „nadzieja lewicy” rzuciła w diabły wczorajsze przekonania, za parę złotych pensji.

Po takiej wolcie trudno mieć do faceta oczywiście szacunek, ale przynajmniej można było przypuszczać, że gość ma jakieś kompetencje i pęd do kariery całkiem go nie zaślepia. Za zdradę swoich i przejście do obozu „partii władzy” Arłukowicz dostał pierwsze miejsce na liście PO w Szczecinie i oczywiście w tych partyjnych wyborach uzyskał mandat. W nowym rządzie Tuska został ministrem zdrowia – wiadomo w końcu – lekarz.  Można by powiedzieć – Bartek zwycięzca! W castingu na ministra wyprzedził wszystkich!

Zdawać by się mogło, że teraz to nasz bohater będzie spoczywał cięgiem ino na wyściełanych różami rządowych fotelikach.  Aliści okazało się, że róże oprócz płatków, mają i ciernie.

I oto, kiedy pod koniec roku wchodzą nowe listy leków refundowanych nagle okazuje się, że wszystko się rozsypało. Buntują się lekarze, którzy słusznie nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności za to, czy jakiś lek jest refundowany , komu przysługuje i w jakim procencie. Buntują aptekarze, którzy mówią, że nie zamierzają rządowego bałaganu kryć dłużej, a biedni pacjenci biegają od apteki do apteki szukając co by tu jeszcze kupić na zapas.

Okazuje się, że „Partia Miłości” zabiera chorym na nowotwory leki znieczulające, że każe płacić 100% cukrzykom za testery itd.itp. Oczywiście kłamiąc przy tym w żywe oczy, że to dla dobra pacjentów.

Totalna katastrofa dociera oczywiście do mediów, które robią jednak co mogą, żeby sytuację załagodzić i ministra wytłumaczyć. Uch niechby się coś podobnego zdarzyło za rządów Kaczora! Tożby Ewa Kopacz nosiła pacjentom wystającym w kolejkach pod aptekami kanapki i kawę w termosach!

Teraz jest jakoś tak łagodnie, dziennikarze nie za bardzo napastliwi, ale przecież gołym okiem widać, że system się zawalił, a lista leków refundowanych została okrojona bo rząd plajtuje i szuka na gwałt oszczędności, w tym przypadku na pacjentach.

 „Bartek, który chciał być ministrem” znalazł się nagle w ogniu krytyki i pewnie zrozumiał co miał na myśli Donaldinio mówiąc o „rządzie zderzaków”. Dwoi się więc i troi, ale baty dostaje ze wszystkich stron i już widać, że trafił na sytuację, której nie podoła i że Donald wywali go z rządu na najbliższym zakręcie.

Kto wie zresztą może sprytny Donald (to jest jednak Mistrz) od początku zaplanował ten manewr. Arłukowicz wyrzucony z rządu nie ma gdzie pójść – swoi – czyli SLD – nie podarują mu zdrady (i słusznie), Palikot nie przyjmie po bałaganie, jakiego narobił w ministerstwie. Pozostaje mu przyssać się do dłoni, która karmi i jeszcze wierniej stać przy Umiłowanym Przywódcy!

Jedyne bowiem wyjście alternatywne, to zostać konsultantem w jednej z wielu firm farmaceutycznych, które tak zaciekle walczą o umieszczenie swoich produktów na liście leków refundowanych. Kto wie zresztą, może nasz „ideowiec”, już sobie taką furtkę załatwił?

Autor: Janusz Sanocki, wydawca „Nowin Nyskich”

  1. Jacek
    | ID: be127d4c | #1

    A może jest gdzieś taki kraj w którym zdrajca jest nazywany zdrajcą, a nie „elastycznym politykiem”?
    Gdzie polityk musi mieć przede wszystkim poglądy, a nie tylko „parcie na szkło i kasę”?
    Może są tam politycy, którzy jeżeli już zmieniają poglądy to pod wpływem logicznych argumentów, a nie kasy?
    Może, może …
    Pomarzyć dobra rzecz!!

Komentarze są zamknięte