Znani jakich nie znacie: „Odrzucam te wszystkie nowoczesności. Czy się one skończą, nie wiem. Może niedługo zaczną się łamać hamburgerem zamiast opłatkiem?” – z Jerzym Łysiakiem, Prezesem Opolskiego Stowarzyszenia Pamięci Narodowej rozmawia Tomasz Kwiatek

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Czym się Pan zajmuje w wolnej chwili?

Zajmuję się domem. Mieszkam w domku w Czarnowąsach pod Opolem. Ciągle ten dom nie jest wykończony, ponieważ zrobiłem go razem z żoną prawie w całości własnoręcznie i w związku z tym jest ciągle niewykończony, ciągle są jakieś niedoróbki. Gdyby mi to jakiś majster robił lub firma, to bym takiej roboty nie przyjął ale ponieważ to ja robiłem, to trzeba było przyjąć. Teraz robię kafelki, które ciągle jeszcze nie są pofugowane. Żona oczywiście, całkiem słusznie twierdzi, że za mało się w ten dom angażuję. A mnie po prostu ciągnie do Opola, do przyjaciół.

Gotuje Pan?

Tak, od czasu do czasu. Kiedyś częściej gotowałem a teraz nie muszę bo u mnie w domu są trzy panie, no teraz akurat to dwie, bo córka już studiuje w Krakowie. Jest żona, jest kochana teściowa, także ja nie muszę gotować. Czasami tylko sobie obiecuję, że pokażę rodzinie jak smakuje bigos ale jakoś tak mi ciągle schodzi. Ale za to czasami piekę ciasta.

Piecze Pan?

Piekę ciasto drożdżowe.

Naprawdę?

Żona twierdzi, że drożdżowe jej się nie udaje, więc ja się za nie zabieram. Zacząłem piec właściwie tylko dlatego, aby pokazać żonie, że potrafię. I skończyło się na tym, że teraz ja piekę drożdżowe.

To nie jest łatwe zadanie?

Drożdżowe się wtedy uda jak się je bardzo mocno wyrobi. Korzystam też oczywiście z odpowiedniej maszyny. No w każdym bądź razie jakoś mi to wychodzi. Przyznam, że mamusia mnie tego nauczyła. Córka natomiast nauczyła się piec z książek i jak jest w domu, to piecze różne takie ciekawe ciasta.

Co Pan czyta wieczorami? Kto jest Pana ulubionym autorem?

Prawdę mówiąc już prawie w ogóle nie czytam powieści. Kto jest moim ulubionym autorem? Cenckiewicz! Właśnie kupiłem jego najnowszą książkę „Długie ramię Moskwy”. W ogóle to ostatnio czytam książki z historii najnowszej i trochę prasy.

A kto jest dla Pana autorytetem?

Autorytetem, hymmm. Autorytetem dla mnie jest papież Jan Paweł II. Autorytetem dla mnie jest prymas Wyszyński i przede wszystkim Pismo Święte. Nie mogę powiedzieć, żebym miał jakiegoś takiego idola, którego chciałbym naśladować i był w niego wpatrzony. No nie jest mi łatwo na to pytanie odpowiedzieć.

Bo nie ma takiej jednej osoby?

Dokładnie. Bo nie ma takiego jednego konkretnego autorytetu.

Ale są wartości?

Tak są wartości. I taką podstawową wartością dla mnie jest moja katolicka wiara.

A z jakiej rodziny Pan pochodzi? Jakie są Pańskie korzenie?

Pochodzę z Lubelszczyzny spod Lublina. Mój ojciec pochodził z rodziny rzemieślniczej i sam był nauczycielem rzemiosła, instruktorem nauki zawodu w Szkole Zawodowej w Lublinie. Natomiast mama była gospodynią domową, córką rolnika. Po maturze pracowałem jako kolejarz ale potem rodzicom udało się mnie namówić abym jednak kontynuował naukę i wstąpiłem na studia na Katolicki Uniwersytet Lubelski – nie dostałem się na psychologię, ale całkiem przypadkowo dostałem się na polonistykę, którą po pięciu latach ukończyłem. Tak to było.

Dlaczego angażuje się Pan w działalność społeczną? Jest Pan Prezesem Opolskiego Stowarzyszenia Pamięci Narodowej.

Wiele się nad tym zastanawiałem. Zastanawiałem się też nad tym jak to jest, że człowiek ma poglądy, takie a nie inne. Pamiętam, że jak byłem młodym człowiekiem, to ojciec był konserwatystą – jak to się mówi – natomiast ja się z ojcem ciągle kłóciłem, starałem się być taki „nowoczesny”. Tymczasem okazało się, że jestem taki sam jak ojciec. Mam konserwatywne, prawicowe poglądy. I zastanawiałem się nad tym jak to jest, że człowiek ma poglądy. W moim przypadku, o moich poglądach zdecydowało wychowanie w domu rodzinnym. Dopiero potem książki, które przeczytałem.

Często widuję Pana również na Mszach św. za Ojczyznę i na Mszach w rycie rzymskim. Dlaczego chodzi Pan na Msze trydenckie? Co one Panu dają?

To wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze wychowanie w rzymsko-katolickiej rodzinie. Pamiętam, że co niedzielę chodziliśmy do kościoła jakieś 3 km, nawet jak padał siarczysty deszcz, to ojciec nie pozwalał zostać nam w domu i mówił do mamy „nie są z cukru, nie roztopią się”. Nie było zmiłuj się. No a potem studiowałem na KUL-u. Zresztą należę do tych absolwentów KUL-u, którzy są jego entuzjastami. Ta uczelnia mnie ostatecznie ukształtowała w sensie światopoglądowym i dała mi odpowiedź na pytanie kim ja jestem. Ja przede wszystkim jestem rzymskim katolikiem. To jest moja najważniejsza identyfikacja. A dlaczego chodzę na Msze trydenckie? Mimo, iż będąc na KUL-u z entuzjazmem przyjmowałem Sobór Watykański II, to jednak ta kula, którą spuścił papież Jan XXIII z tej równi pochyłej, o której ktoś kiedyś powiedział, że nie wiadomo gdzie się potoczy, to okazuje się, że potoczyła się w niedobrym kierunku. Ja tak jak dzisiaj obserwuję świat, to wydaje mi się, że przeżywamy upadek chrześcijaństwa, kultury, cywilizacji chrześcijańskiej. Nie wiem, czy da się ludziom z powrotem włożyć na plecy ten krzyż, który kiedyś nieśli a teraz go z siebie zrzucili.

I nie chcą go…

I nie chcą go! Oczywiście to jest bzdura, że można go nie nieść. Ale nie wiem jak to zrobić, aby ludzie znów nieśli ten krzyż. Naprawdę nie wiem. Cywilizację chrześcijańską budowano przez stulecia, a w tej chwili wyrasta kolejne pokolenie, które tego krzyża nie chce. Obserwuję to z wielką przykrością. Natomiast nie ma powodu, abym głośno mówił co chcę, a czego nie chcę. Chcę tradycji, chcę tej cywilizacji chrześcijańskiej, w której wyrosłem. Chcę tego, co tę cywilizację tworzyło i dlatego wracam do tej tradycji, do tych swoich korzeni, do tej swojej mszy trydenckiej – takiej, w której uczestniczyłem jako młody chłopak. Tej Mszy, która mi została zabrana chociaż na studiach, jak już mówiłem, przyjmowałem z entuzjazmem fakt, że Msza św. będzie odprawiana w języku polskim, że będzie bardziej zrozumiała, że będzie łatwiej, prościej. No a teraz – wiem o tym – to jest właśnie przyczyną tego, że to wszystko pada. W Lublinie w jednym z kościołów jest kącik z zabawkami dla dzieci, żeby się dzieci bawiły podczas Mszy św. i zapominały po co przyszli do kościoła. A przecież rodzice prowadzą dzieci do świątyni po to, aby te dzieci obok nich klęczały i razem z nimi – mniej lub bardziej uważnie – po prostu się modliły, nie prowadzą ich do przedszkola. To jest właśnie to. Odrzucam, odrzucam, zdecydowanie odrzucam te wszystkie nowoczesności. Czy się one skończą, nie wiem. Może niedługo zaczną się łamać hamburgerem zamiast opłatkiem? W tej chwili ludzie przychodzą do kościoła, żeby sobie ręce podawać, jutro zaczną się całować a może jeszcze co innego robić. Nie wiem do czego to prowadzi…

A jakiej muzyki Pan słucha?

Muzyki poważnej, ale także tradycyjnej. Nie ma teraz takiej fajnej muzyki jaka była za komuny. Dużo mi tych standardów po głowie krąży. Czasami spędzam pół niedzieli słuchając na Youtube dawnych hitów.

Jakieś nazwy zespołów, nazwiska wykonawców?

No bardzo różne. Nawet się wstydzę powiedzieć. Nie powiem.

Oki. Bardzo Panu dziękuję za rozmowę.

Komentarze są zamknięte