Książka Krzysztofa Krawczyka „Życie jak wino…” [wywiad]

Niezależna Gazeta Obywatelska2

Wydawnictwem QM Music ,HAPRO Media Polska ukazała się książka pt. ”Życie jak wino” autorstwa Krzysztofa Krawczyka i Andrzeja Kosmali. To wyjątkowa opowieść, napisana przez bohatera książki – Krzysztofa Krawczyka oraz jego managera Andrzeja Kosmalę.

 Wspólnie z autorami książki Panami: Krzysztofem Krawczykiem oraz Andrzejem Kosmalą, zastanawialiśmy się nad fenomenem tak długiej, bardzo owocnej współpracy – rozmawia Joanna Seremak

Jak narodził się  pomysł na napisanie Pana biografii wspólnie z managerem?

Krzysztof Krawczyk: Właściwie to pomysł Andrzeja Kosmali, mojego managera. Zaproponował, abyśmy wszystkie historie mojego życia; prywatnego i zawodowego ujęli w jedną biograficzną opowieść. Opowieść ciekawą, pełną refleksji, przemyśleń.

Od samego początku było wiadomo, że to kolejna współpraca?

K.K: Tak. Od samego początku wiedzieliśmy, że napiszemy ją razem. Ja zająłem się spisywaniem biografii, natomiast Andrzej poprzeplatał ją swoimi refleksjami na temat naszej wieloletniej współpracy. Współpracy w branży i z branżą muzyczną.

W czym tkwi fenomen 36 lat spędzonych razem? Mało artystów i managerów może pochwalić się podobnym sukcesem.

K.K: Nasza współpraca opiera się na obiektywizmie, jest szczera. Nie słodzimy sobie nawzajem. Kiedy potrzebna jest krytyka, pada. Często wymieniamy swoje poglądy w różnych kwestiach muzycznych tak burzliwie, przekonujemy o swoich racjach jeden drugiego…że trzeba mądrego dystansu, doświadczenia, aby nie zmarnować tak wielu lat, takiej przyjaźni. Traktujemy siebie bardzo poważnie, szanujemy swoją wzajemną pracę.

Panie Andrzeju?

Andrzej Kosmala: Manager jest człowiekiem kulis. To człowiek, który pociąga za te wszystkie sznureczki. Manager nie musi być przystojny, ładny, nie musi ładnie śpiewać , ale to co najważniejsze – musi mieć artystyczne wnętrze, artystyczną wrażliwość, musi słyszeć. Musi lubić artystę, którego reprezentuje. Jeżeli nie ma chemii pomiędzy artystą i managerem, nie pomogą dobre kontrakty. Taka współpraca się nie sprawdzi, nie ma przyszłości.

Czym zaimponował Panu Panie Krzysztofie Pana manager?

K.K: Zaimponował mi o wiele wcześniej, jako dziennikarz. Był poznańskim dziennikarzem radiowym, dyrektorem artystycznym Estrady Poznańskiej. Andrzej uwielbia Elvisa Presleya i ja mu tego Elvisa czasami przypominałem. Nagraliśmy nawet dwie płyty Presleya po polsku. Tak dobry dziennikarz, tak wrażliwy koneser muzyczny, potrafi poprowadzić artystę, zająć się tworzeniem jego wizerunku, sukcesu… i ja o tym wiedziałem, czułem to.

Dzięki wieloletniej współpracy, możecie Panowie obserwować rynek muzyczny w naszym kraju. Zmiany jakie zachodzą na przestrzeni tych wielu lat. Jedne są pozytywne, bo dają większe możliwości, więcej narzędzi. Inne z kolei ograniczają, zamykając wyłącznie wybranych artystów w hermetycznie stworzonym maglu biznesu muzycznego. Smutne to czasami, nieprawdaż?

A.K: Dawniej były trzy stacje radiowe, dwie telewizyjne… Dbano o to, by widzowie/słuchacze mogli podziwiać swoich artystów. To media zabiegały o gwiazdy, dzisiaj niejednokrotnie jest odwrotnie. Dzisiaj, aby zostać gwiazdą trzeba przejść przez cały ciąg promocyjnych ścieżek. Począwszy od komercyjnych rozgłośni radiowych, poprzez telewizyjne, tych z kolei coraz mniej. Należy przekonać tak wielu ludzi do siebie. Dzisiaj rodzą się konflikty interesów. Jeżeli artystę promuje Radio ZET, niechętnie zrobi to RMF, jeżeli telewizja Polsat to nie TVN…

Brakuje list przebojów, koncertów życzeń… Niby przeżytek a gromadził tak wielu widzów przed telewizorami, zwłaszcza tych bardziej wymagających, bo starszych.

K.K: Zgadza się. W chwili obecnej brakuje dobrych programów muzycznych, brakuje list muzycznych. Dawniej ludzie żyli piosenkami. To świadczy o wielkiej krótkowzroczności, kiedyś w końcu na pewno to się odbije.

Zauważmy jedno, że teraz stacje telewizyjne nie muszą nawet zajmować się produkcją teledysków. Wszystko otrzymują gotowe, nawet kasety spełniające odpowiednie parametry techniczne. Wystarczy jedynie chcieć promować polskich wykonawców.

A.K: Dokładnie tak jest. Firmy płytowe, czy artyści prywatnie bardzo chętnie zajmują się, bądź pośredniczą w produkcji teledysków. Dzisiaj piosenka bez teledysku jest jedynie połową możliwości przekazu. Mając gotowy produkt, wystarczy jedynie chcieć go promować. Ostatnio zastanawiałem się nad tym. Proszę zauważyć jak wiele mamy w telewizji programów/kanałów dotyczących polityki, a wciąż brakuje porządnej, polskiej stacji muzycznej, która by przez całą dobę nadawała teledyski polskich artystów, zespołów. Prosi się, aby coś takiego zrobić.

Wielka popularność Krzysztofa Krawczyka to efekt bardzo ciężkiej pracy i talentu obu Panów. Nie zawsze było różowo. Niektóre sytuacje wymagały kompromisów, czasami wiele wysiłku by nie wybuchnąć, by nie powiedzieć prawdy o niesprawiedliwości w tym tyglu branży muzycznej. Wszystko to Panowie opisujecie i za to Wam bardzo dziękuję. Dobrze pokazać, że na wszystko trzeba ciężko zapracować, nic nie spada jak przysłowiowa manna z nieba…

 

A.K: Było wiele takich historii…Jedna z nich. W 1986 roku Krzysztof powrócił po 5-cio letniej emigracji, była to walka o to, by mógł powrócić na rynek muzyczny. Podczas festiwalu w Opolu, wybierano 10 najpopularniejszych polskich wykonawców list przebojów. Glosowali widzowie, a tak naprawdę było to z góry ustalone. I to było bardzo smutne. Smutne jest również i to, że czasami ludzie nie znają umiaru w swoich ofertach, proponując np. artyście udział w charytatywnych koncertach po to, by spłacić np. zaciągnięte kredyty. Przez wszystkie te lata pomogliśmy z Krzysztofem wielu ludziom, ale za błędy niczyje odpowiadać nie będziemy. 

Dzień nie wystarczy na rozmowę, może tydzień, miesiąc o wszystkim tym, co działo się w życiu Krzysztofa Krawczyka i Andrzeja Kosmali podczas ich wspólnej drogi. Drogi, która nie była usłana różami a efekty ciężkiej pracy zawdzięczają temu, że mimo mijających lat nadal twarze i percepcję piękna zwrócone mają w tym samym kierunku. I oby jak najdłużej Panowie. Dziękuję za tak piękną historię. Życie jak wino im więcej go, im bogatsze w doświadczenia tym lepsze.

  1. Łysek
    | ID: 4793b839 | #1

    Nie przepadam za tym gościem-on POpiera POstkomunę,ale pare fajnych kawałków ma.
    W Pietrowicach nad zalewem wyszedł pijany na scenę-nie pierwszy raz :)

  2. poznanianka
    | ID: 6528c899 | #2

    zastanawia mnie czy pan kosmala w swojej pracy o krawczyku popelnil pomylke czy tez pan krawczyk nie pamieta dokladnie gdzie kiedys mieszkal w poznaniu bo z tego co wyczytalam to mieszkal kiedys na gwardii ludowej 39 a nie jak jest napisane w ksiazce pana kosmali wiem bo mieszkalam pod tym samym adresem ponad 30 lat ale nie mialam pojecia ze przede mna mieszkal tam pan krawczyk

Komentarze są zamknięte