Stan wojenny w Opolu

Niezależna Gazeta Obywatelska
Plakat

Plakat 13 grudnia

13 grudnia 1981 r. – to jedna z tragiczniejszych dat w najnowszej historii Polski. Tego dnia władza pod przywództwem gen. Wojciecha Jaruzelskiego postanowiła wprowadzić stan wojenny. Przez tą decyzję, której jedynym i prawdziwym celem było utrzymanie władzy przez komunistów i podtrzymanie zależności od Związku Radzieckiego, rozpadły się nadzieje i marzenia wielu milionów Polaków o wolnym i niezależnym państwie. Wszyscy mniej więcej znamy przebieg i sposób realizacji tej operacji – wyprowadzenie wojska na ulicę, aresztowania przywódców „Solidarności”, brutalną pacyfikację strajków w całej Polsce łącznie z tą najtragiczniejszą w kopalni „Wujek” w Katowicach. Jednak jak wprowadzenie stanu wojennego wyglądało w Opolu i na Opolszczyźnie? Czy różniło się zbytnio od tego co działo się w kraju W tym artykule spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie i przypomnieć tamte wydarzenia z punktu widzenia mieszkańców Opola i naszego województwa.

Plakat

Plakat 13 grudnia

Pierwszym i najważniejszym posunięciem jakie podjęła „władza ludowa” wprowadzając stan wojenny była likwidacja struktur NSZZ „Solidarność” na terenie całego kraju. Rozpoczęły się masowe aresztowania działaczy „S” rewizje w siedzibach i np. blokada kont bankowych należących do związku.

W Opolu milicja przeszukała i splądrowała siedzibę „S” przy ul. Reymonta 16 oraz rozpoczęła „polowanie” na czołowych lokalnych przywódców związku. W województwie aresztowano około dwustu działaczy organizacji opozycyjnych. Działaczy „S” aresztowano najczęściej w środku nocy w ich mieszkaniach. Oto jak swoje aresztowanie wspominał czołowy działacz opolskiej „S” Bogusław Bardon:

„Wracałem nocą z imienin mego ojca, w tym czasie przed północą do mego domu wdarło się trzech funkcjonariuszy zabierając moją żonę. Ja uciekłem, bo od kilku tygodni mieszkałem w kilku mieszkaniach. Zresztą do jednego
z nich milicjanci włamali się i przy rewizji zachowywali się bardzo brutalnie. Otworzyli -szukając ulotek- tapczan, na którym spały małe dzieci i przygnietli je do ściany. Posługiwali się łomem, siekierą i innymi narzędziami, by wyważać drzwi”.

Bardon wraz z teściową zabarykadował się w mieszkaniu i naszykował do obrony wrzątek w garnkach, który zdecydowany by wylać na funkcjonariuszy gdyby ci zdecydowali się siłą wtargnąć do mieszkania. Działacz „S” jednak tego nie uczynił, gdyż wcześniej usłyszał w radio komunikat o ogłoszeniu stanu wojennego i postanowił się dobrowolnie poddać.Niektórym opozycjonistom udało się początkowo uniknąć aresztowania, jednym z takich ludzi był opolski działacz NZS i KPN Wiesław Ukleja:

„12 grudnia byłem na zjeździe KPN. Po zjeździe nocowałem u siostry w Sosnowcu. Nagle, niespodziewanie, w środku nocy w mieszkaniu siostry pojawił się ojciec, który przyjechał z Opola. Przestrzegał, żebym nie wracał do domu. Wiedział, że dzieje się coś niedobrego. Postanowiłem wrócić do Opola. Zmieniłem wygląd, długie włosy ściąłem prawie na zero. W poniedziałek rano (tj.14 grudnia) gdy dojechałem do Opola, poszedłem od razu do PKS-u, w którym pracowałem. Chciałem się skontaktować z pozostałymi działaczami i zorganizować strajk. Brama była obstawiona milicjantami. Sobie tylko znanymi dziurami w płotach dostałem się na teren zakładu. Dotarłem do siedziby Komitetu Zakładowego, a tam zaskoczył mnie widok mundurów. Nierozpoznany wycofałem się na teren zakładu. Tam próbowałem poderwać kilku znajomych do strajki ale pomysł spalił na panewce. Znaleźli się ludzie, którzy donieśli funkcjonariuszom o moim obecnym wyglądzie. Aby uniknąć aresztowania wskoczyłem do autobusu wyjeżdżającego z bazy i ukryłem się na jednym z tylnych foteli. Wysiadłem na dworcu PKS. Tam natknąłem się na szpicli znanych ze wcześniejszego inwigilowania. Próby zgubienia ogona nie przyniosły skutku. W końcu próbowałem dostać się do Kurii ale ona też była obstawiona. Po ponadgodzinnej wędrówce z „ogonem” postanowiłem udać się do domu rodzinnego. Postanowiłem pożegnać się z rodziną. Wbiegłem do mieszkania ale oni wpadli zaraz za mną. Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć – zabrali mnie. Po trzygodzinnym pobycie na Powolnego przewieziono mnie do aresztu na Sądową. Tam spotkałem kolegów”.

Aresztowanych działaczy „S” i innych organizacji opozycyjnych z terenu Opolszczyzny zwożono najpierw do komend miejskich w danym mieście, a potem do wyznaczonych ośrodków internowania. Początkowo głównym ośrodkiem internowania dla województwa opolskiego był areszt śledczy w Opolu przy ul. Sądowej. W dalszym etapie uwięzionych odsyłano do ośrodków docelowych. Działaczy opolskich odsyłano głównie do ośrodków w Nysie, Grodkowie i Strzelcach Opolskich, gdzie do celów internowania przeznaczono części zakładów karnych,. Zdarzały się też „zsyłki” w dalsze rejony kraju np. do Gołdapi, Darłówka czy Uherc.

Kiedy działacze opozycyjni oraz ich rodziny przeżywały osobisty dramat związanyz aresztowaniem i internowaniem pozostała część społeczeństwa musiała się jakoś dostosować do warunków życia w realiach stanu wojennego. Władza bała się gwałtownych reakcji oraz oporu społecznego i dlatego sama zareagowała bardzo ostro. Jeżeli chodzi o samo Opole i Opolszczyznę był to, mimo wszystko region bardzo spokojny i pozostający na uboczu głównych wydarzeń. Na całe województwo zastrajkował tylko jeden zakład – od 14 grudnia strajkowała Huta im. Świerczewskiego w Zawadzkiem.

Wojewoda Opolski w którego gestii było teraz wydawanie rozporządzeń na podstawie dekretu o stanie wojennym wydał szereg zakazów, w tym m.in.: zakaz sprzedaży napojów alkoholowych, zakaz prowadzenia handlu poza wyznaczonymi do tego celu placówkami, zakaz fotografowania obiektów wojskowych jak i samych żołnierzy, zakaz zgromadzeń publicznych, zakaz ruch na drogach pojazdów prywatnych oraz ogłoszono zawieszenie działalności teatrów, kin, filharmonii, muzeów i tym podobnych obiektów użyteczności publicznej. Zmilitaryzowano Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego w Opolu, Zakłady Gospodarcze Produktu Naftowego „CPN” i Zakłady Azotowe w Kędzierzynie – Koźlu i Hutę „Małapanew” w Ozimku. Zawieszono również działalność opolskich uczelni – WSI i WSP.

Wyłączając falę aresztowań działaczy opozycyjnych i związane z tym niejednokrotnie brutalne działania milicji, to jeśli wierzyć ówczesnej „Trybunie Opolskiej” w Opolu nie wydarzyły się żadne przestępstwa na tle kryminalnym, ani nie doszło do żadnego wypadku samochodowego. Powodem tego stanu były wzmocnione patrole milicji i wojska oraz wprowadzenie godziny milicyjnej od 22 do 6 rano, a także zakaz poruszania się pojazdami prywatnymi.

Jednak mimo zadania tak dotkliwych strat ludzie „Solidarności” którzy pozostali na wolności nie poddali się i postanowili dalej stawiać opór. W Opolu od grudnia 1981 r. do kwietnia 1982 r. działała ok. 40 osobowa grupa na czele, której stał przewodniczący opolskiej „S” Stanisław Jałowiecki. Grupa miała na celu kontynuowanie działalności związku
w warunkach podziemia. W tym celu zaczęto wydawać biuletyn informacyjny „Sygnały Wojenne” przemianowany ze wcześniejszych „Sygnałów” – biuletynu informacyjnego opolskiej „Solidarności”. Biuletyn kolportowano na terenie opolskich zakładów pracy poprzez grupy związkowe, które jednocześnie zbierały informacje o nastrojach wśród robotników. W maju 1982 r. aresztowano wszystkich przywódców grupy, którymi oprócz Jałowieckiego byli Jan Całka, Wojciech Radomski i Bronisław Palik. Podobne lecz mniejsze grupy oporu działały na terenie całego województwa – głównie w Nysie, Brzegu i Głuchołazach i Kędzierzynie-Koźlu gdzie utworzono nawet nielegalną rozgłośnię radiową.

Zdarzały się również samodzielne formy protestu np. podczas oficjalnych obchodów świąt państwowych. Na Opolszczyźnie głośna była sprawa czterech nauczycielek z Kluczborka Aurelii Fraszek, Dobromiły Szymaniak, Urszuli Ślusarek i Cecylii Siwak, które za noszenie czarnego stroju podczas pierwszomajowego pochodu zostały aresztowane i represjonowane.

W pomocy represjonowanym i ich rodzinom fundamentalną rolę odgrywał Kościół. Centrum zarządzającym tą pomocą była Kuria Diecezjalna w Opolu a jej głównym animatorem i koordynatorem ks. Alojzy Sitek. Kościół oprócz duchowego wsparcia starał się poprzez negocjację z władzą poprawić los internowanych i niejednokrotnie interweniował w sprawie ich zwolnienia – negocjacje takie podejmował opolski biskup Alfons Nossol. Skupiono się również na materialnej pomocy dla rodzin internowanych – głównie przez opolski „Caritas”. Od chwili wprowadzenia stanu wojennego w wielu parafiach wprowadzono 13 dnia każdego miesiąca specjalne, uroczyste msze za Ojczyznę (w opolskiej Katedrze odprawiana jest nadal). Cieszyły się one znaczną popularnością, przyciągając wielkie rzesze wiernych i kończyły się nierzadko próbami spontanicznych manifestacji po wyjściu tłumów z kościoła.

Stan wojenny, który trwał realnie do 31 grudnia 1982 r., a formalnie został zniesiony 22 lipca 1983 r. przebiegł w regionie opolskim w dość spokojny sposób. Nie było masowych strajków, gwałtownych protestów ulicznych i na szczęście ofiar śmiertelnych, a podjęty opór był raczej inicjatywą pojedynczych jednostek lub niewielkich grup konspiracyjnych za którym nie poszedł ogólny opór społeczny. Dlaczego tak się stało? Częściową odpowiedzią na to pytanie jest skład etniczny ludności Opolszczyzny, która tworzą dwie grupy – ludność śląska czyli autochtoniczna, która jest w swojej naturze spokojna i dostosowująca się do wszelkich zagrożeń zewnętrznych poprzez uległość i bierność, oraz ludność napływowa o całkowicie przeciwstawnej mentalności, pochodząca głównie z Kresów Wschodnich – porywcza, waleczna, wychowana na ideałach patriotycznych przejętych od swoich przodków, którzy zawsze stawiali czynny opór najeźdźcom i okupantom. I to właśnie ta druga grupa tworzyła na Opolszczyźnie struktury „Solidarności” nie pociągając jednak do zrywu Ślązaków, gdyż na początku lat 80. XX w. podziały etniczne były jeszcze zbyt silne by te grupy mogły razem współdziałać.

Autor: Grzegorz Bieniarz

Artykuł napisany na podstawie pracy magisterskiej Autora napisanej pod kierunkiem prof. dr hab. Michała Lisa

  1. | ID: 4791a94a | #1

    No tak ..

    Pamiętam i ja dobrze tamten czas. Wówczas to od bodajże roku byłem pracowałem na kopalni K.W.K „Sośnica” w Gliwicach .. Stan wojenny zastał mnie na opolskim dworcu PKP gdy oczekiwałem na wieczorny bo odjeżdżający po 22.00 pociąg do Gliwic . Byłem nieco zszokowany widokiem całego tabunu umundurowanych ZOMO-wców pacyfikujących podróżnych i tych bezdomnych którzy każdego wieczora okupowali ławki w holu dworca i poczekalni.

    To był przygnębiający widok jak szturmowymi pałami okładali tych co mieli czelność opierać się ich zarządzeniom i głośnym głosem wydawanym poleceniom .
    Można dziś znaleźć w sieci filmy opowiadające prawdę o tamtych koszmarnych czasach.

    W nastroju horroru i niepewności wsiedliśmy do pociągu w Opolu . tym którzy nie pamiętają tego muszę przypomnieć że tamtego roku 1981 grudzień był śnieżny i mroźny . Na obrzeżach chodników i na poboczach ulic leżało pełno wysokich zasp utworzonych z odgarniętego śniegu .

    W końcu po wielu postojach na trasie pociąg wjechał do Gliwic na dworzec główny ..
    I tu klops . Żadnej taryfy , autobusu czy tramwaju . Tylko na rogatkach ulic palące się koksiaki i wokół nich krzątający się żołnierze z gotową do strzału bronią . Zbici w gromadę około 20 luda , piechotą , po zasypanych śniegiem ulicach Gliwic udaliśmy się w 6 km drogę do Sośnicy ,,

    Mijały nas co rusz zmotoryzowane patrole składające się z kilku pojazdów wojskowych , przeważnie transporterów opancerzonych ,,Kilka krotnie nas kontrolowano i tak mniej więcej po półtorej godzinie dotarłem do miejsca zamieszkanie czyli do hotelu robotniczego zwanego przez tubylców „Tajwan”.

    Hotel (barak) położony był tuż przy ogrodzeniu okalającym teren Kopalni Węgla Kamiennego w Gliwicach – „Sośnicy” skrzydło zachodnie.
    W hotelu panika , kto mógł był w pracy , miałem akurat nocną zmianę a że pracowałem jako elektryk na powierzchni , miałem ten „komfort” że mogłem się nawet nieco spóźnić. Stąd jak się pojawiłem po czasie na oddziale , nikt mi też żadnych wyrzutów z tego powodu nie czynił..

    Zaraz też okazało się że mamy nową „władzę :” i na kopalni czyli przydzielonego z „Urzędu” Komisarza – nadzorcę. Każdą potrzebę opuszczenia miejsca zamieszkania należało wpierw skonsultować z ową personą , pisząc stosowne podanie o wyrażenie przez niego zgody na raki wyjazd , w moim przypadku do żony i dziecka w Opolu .

    Po owej niedzieli nastąpił gorszy koszmar , 16 – po trzech dniach od wprowadzenia Stanu Wojennego na terenie całego kraju , rozległy się strzały na leżącej w pobliżu także Gliwic , katowickiej kopalni K.W.K „Wujek” ..

    Tam zamordowano z zimną krwią 9 spośród protestującej załogi kopalni górników . Wielu odniosło dotkliwe rany od kul również .

    Do tej pory ten bandyta w generalskim mundurze kpi sobie z wszelkiej sprawiedliwości , gorzej , niby w nagrodę chyba jest honorowany na „warszawskich salonach”. Dłoń ściskają mu dawni „opozycjoniści” w tym sam obecny pRezydent Rp ..

    Wszystko na to wskazuje że historia ponownie zatoczyła koło ..

  2. Patriota
    | ID: 0e54d383 | #2

    Najgorsze jest, że Komorowski zaprosił Jaruzelskiego na konsultacje. Nie wiem po co. Ekpertem od Rosji to był 30 lat temu. Teraz nic nie ma do powiedzenia.

    W dodatku w umysłach młodych ludzi ta postać się relatywizuje. Staje się włączona w dyskurs medialny/polityczny a poprzez to akceptowana społecznie. To bardzo groźne.

    Powiedzcie mi jedno Bohaterowie lat komunizmu (piszę bohaterowie bez cienia ironii):
    Dlaczegoście nie wystrzelali komunistów jak była okazja tylko pozwoliliście na okrągły stół?

Komentarze są zamknięte